piątek, 6 września 2013

ROZDZIAŁ X

ROZDZIAŁ X


 Nasz czarujący moment przerwało mocne pukanie do drzwi. Cały czas ktoś się dobijał :
Justin : Biegiem na górę. Musisz się schować. Pewnie do Kate !-był zdenerwowany
Ja : Jaka Kate! O co chodzi? Masz mi coś konkretnego do powiedzenia? - stanełam,skrzyżowałam ręcę i stanowczo popatrzałam.
Justin : Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia.Biegiem !-wykrzyczał mi to w twarz. Szarpnął za rękę (cholernie bolało) i wprowadził na górę.
Wchodząc z nim szybko schodami , krzyknęłam :
Ja : Puść mnie ! Sama umiem wejść.-Popatrzył na mnie wrogo (tak jakby byłam bym jego wrogiem od lat) i puścił.
Gdy zszedł , z dołu usłyszałam jakies krzyki. Ten głos był mi znajomy lecz nie wiedziałam kto to. Krzyki były coraz głośniejsze.
Nie mogłam tego wytrzymać. Napisałam mu kartkę i zostawiłam na nocnym stoliczku. Otworzyłam okna i skoczyłam.
Gdy byłam na dole zobaczyłam,że Justin spojrzał na mnie przez okno. Był zdenerwowany lecz w jego oczach zobaczyłam smutek.  
Uroniłam łze i pobiegłam dalej. W drodze napisałam mu sms'a,że wyjaśnienia są na kartce. Nie dostałam odpowiedzi.
Biegłam. Moje myśli mówiły co innego niż serce. Czułam,że chyba źle postąpiłam. Dlaczego? Ponieważ czułam,że on mnie kocha. Dbał o mnie,troszczył się był przy mnie kiedy miałam trudne chwile,pocieszał mnie.
Dobiegłam do nieznanego mi miejsca. Stanęłam. Wytarłam moje słone łzy rękawem od bluzy. Był piękny zachód słońca.
Ja : Ideał-mówiłam do siebie.
Życie nie ułożyło mi się według mojego scenariusza.
Nagle zabrzmiała lekka melodia z mojego telefonu. Nawet nie spojrzałam kto dzwoni po prostu wiedziałam,że to Justin. Nie chciałam z nim rozmawiać.
Nawet..powiem szczerze,wstydziłam się po tym co odstawiłam. Nie odebrałam,zignorowałam to.
Stałam w bez ruchu. Justin dzwonił i pisał cały czas.
Po paru minutach,pomyślałam - może odbiorę bo w sumie? co się może stać?.
Niechętnie lecz z zapałem odebrałam :
Ja : Czego chcesz?-zapłakana i zdenerwowana wykrzyczałam
Justin: Ty płaczesz? Płaczesz przeze mnie...-te trzy ostatnie słowa wypowiedział cicho.Był załamany.
Ja : Tak przez Ciebie.Nie mogę bez Ciebie żyć...-wymamrotałam to. Rozłączyłam się.
On dalej dzwonił.
W pewnym momencie dostałam sms'a. Jego treść :
#Ja bez Ciebie też#
Drugi :
#Błagam Cię.Napisz mi gdzie jesteś.Przyjadę...#
  Od razu mu odpisałam.Tęskniłam.Był to ból.Nie miałam się do kogo przytulić. Chciałam go mieć,teraz. Kochałam Go.
Chciałam mu spojrzeć w oczy i wydusić te dwa cholerne słowa : -Kocham Cię!
Dokładnie mu wytłumaczyłam gdzie jestem.
Po godzinie przyjechało czarne Cabrio. Justin szybkim ruchem otworzył drzwi,Znów go zobaczyłam. Zaczęłam bardzo szybko biec w jego stronę.
Byłam tak szczęśliwa. Nie uiem tego opisać. Nic nie mówiąc wtuliłam sie w niego,bardzo mocno.
Łzy leciały.Chciałam to wyrzucić,te dwa słowa,było mi ciężko.
Justin przytulając mnie mocno do swej klatki piersiowej,powiedział :
Justin : Proszę Cię,nie uciekaj mi już nigdy. -parę łez mu poleciało
Ja : Obiecuję Justin,obiecuje...
Nie chciał mnie wypuścić z uścisku,w sumie ja tak samo.
Kiedy szliśmy w stronę auta,odważyłam się.
W momencie kiedy on chcial otworzyć mi drzwiczki złapałam go za rękę i obróciłam do siebie.
W tamtej chwili wszytko było mi jasne.
Głośno przełknęłam ślinę i :
Ja: Justin,to,to..dla mnie trudne,ponieważ wiesz dobrze,że mam problemy z wyrażaniem uczuć ale ja Cię...
Justin : Ciii,tak wiem-chłopak położył mi palec na moich wargach,oczy szkliły mi się bardziej niż kiedykolwiek.
Powoli zaczął zsuwać palec. Ponownie wyszeptałam imie Justin.On uśmiechną się do mnie i zaczął całować.
Poddałam się mężczyźnie ciesząc się chwilą :
Justin : Ja Ciebie też.

środa, 24 lipca 2013

CZĘŚĆ IX

CZĘŚĆ IX



   Po tych słowach zachciało mi się spać :
Ja : Justin..prześpię się-mówiłam bardzo cicho
Justin : Dobrze,spij..-gdy to powiedział moje powieki zamknęły się momentalnie.
 Obudziłam się wczesnym rankiem,następnego dnia. Justin obok mnie nie było,a obiecywał. Zastanawiałam sie - Gdzie on do cholery może być?.
No więc po chwili zastanowienia chwyciłam swój telefon i wstałam z łóżka. Gdy tylko odblokowałam ekran mojego telefonu i już tam czekał na mnie sms od Justina :
#Nie bój się. Nie szukaj mnie. Wrócę. Obiecuję.#
Wkurzyłam się i to ostro. Dlaczego? Ponieważ,pieprzy mi ,że będzie ze mną całą noc,a tutaj. Pomagał mi , wspierał a teraz '' Nie szukaj mnie'' i w ogóle.
Po tych wszystkich jego scenach <i tych dobrych i tych złych> zdałam sobie,że on mnie kocha. Tak kocha. Czułam to. Szczerze,nie chciałam go stracić. Tylko on mi został.
Musiałam go znaleźć.
 Zerwałam się ze szpitalnego łóżka. Co prawda miałam jeszcze posiedzieć parę gozin lecz dla Niego zrobiłabym wszytko.Sprawdziłam czy przypadkiem pielęgniarka nie idzie.
Szybko się przebrałam,spakowałam rzeczy i wybiegłam.Nie wiem gdzie miałam iść. Bez sensu było to chodzenie w kółko i szukanie Go. Po długiej trasie wreszcie go znalazłam na stacji benzynowej.
Jak gdyby nigdy nic chamsko sobie tankował. Spojrzał się na mnie i zajął się swoim autem. Niedawno kocham Cię , a teraz. Tak jak myślałam -Jest to świnia. Pokazał mi środkowy palec i odjechał.
Byłam na niego wściekła. Z chęcią przyłożyłabym mu ten cholerny pistolet to głowy i nacisnęła spust. Dziwiło mnie to,że przed jego wyjściem mnie całował,przytulał,a teraz ostra chamówa.
W tamtej chwili chciałam o nim zapomnieć.Cholera,nie dało się. Przed oczami cały czas widziałam Justina. Jego uśmiech. Jego twarz.
Mój ostatni widok ? Sytuacja ze szpitala. Justin mnie całuje oraz przytula. Sytuacja teraz. Justin mnie olewa.
Odstawia jakieś sceny . Pisze sms'y,że mam się nie bać,ze za niedługo znów będzie przy mnie,a teraz ?
Straciłam go-dlaczego?
 Szłam ulicą. Ludzie spoglądali na mnie jakbym była jakimś przestępcą. Jakbym wymordowała pół ludzkości. O niczym innym nie myślałam tylko o nim.
Stanęłam na środku ulicy,popatrzyłam w góre i krzyknęłam : - KURWA!-uroniłam parę łez.
Chciałam wrócić do jego domy. Myślałam,że nie mam kluczy lecz ku mojemu zdziwieniu były. Ucieszyłam się lecz też bałam się,że Justin ,może tam już być.Bałam się,że może mnie skrzywdzić. Był do tego zdolny.
Inaczej mówiąc,strach był widoczny ,łzy się lały.
 Doszłam tam. Zobaczyłam jego samochód. Zamarłam. Moje serce biło masakrycznie szybko. Było mi tak słabo, Ostatnie co zobaczyłam resztkami sił to wybiegającą kobietę z jego domu. Obiecałam sobie,że go zabije.
   Po paru minutach <tak mi się wydawało> ocknęłam się. Wstałam. Było ciężko lecz nie chciałam się poddawać.Stanęłam pod jego drzwiami. Głośno przełknęłam ślinę i ... zadzwoniłam do drzwi. Co prawda miałam klucze lecz bałam się,że mi je zabierze.
Pierwsze co przychodziło mi na myśl to,że on może mi nie otworzy,może mnie zabije. Wszystko było możliwe. Jak czarny scenariusz. Sekunda za sekunda uciekała. Drzwi się zaczęły uchylać. Zobaczyłam go. Coś się we mnie złamało. Nie mogłam nic z siebie wydusić ani jednego słowa, a co dopiero się z nim kłócić.
Justin tylko na mnie popatrzył. Nic nie powiedział. Postanowiłam się wreszcie odezwać :
Ja: Co Ty do cholery za cyrk odwaliłeś na stacji?!-wykrzyczałam to chyba najgłośniej jak potrafię. Miałam już wtedy 100 % pewność,że mogły to być moje ostatnie słowa
Justin : Przepraszam Cię za tamto!-nie patrzył się nawet w moje oczy. Gdy mówił te słowa był taki zimny i obojętny.
Ja : Słowa,które nie są powiedziane mi prosto w oczy nic dla mnie nie znaczą-powiedziałam to patrząc w jego oczy.
Justinowi chyba zrobiło się głupio lecz przełamał się. Wziął mnie za ręke i wprowadził do środka. Zamknął drzwi bardzo porządnie. Przeraziłam się.
Popchnął mnie pod ścianę,popatrzał mi prosto w oczy i powiedział :
Justin : A teraz ? Przyjmujesz moje przeprosiny?-miał iskry w oczach. Cały czas patrzył się w moje oczy.Musiałam to zrobić. Zaczęliśmy się całować. Czułam od niego,że mu si to podobało i ,że czekał na to od dość dawna. Całowaliśmy się bardzo długo.Justin trzymał moje biodra ja za to trzymałam go za tylną kieszeń od spodni.

niedziela, 16 czerwca 2013

CZĘŚĆ VIII

CZĘŚĆ VIII


   Jak powiedziałam otóż tak zrobiłam. Około godziny 2:00 w nocy , po cichu wymknęłam się z domu. Bałam się,że Justin się obudzi i zrobi mi niezłą awanturę lecz źle myślałam,chłopak się nie obudził a ja mogłam odetchnąć z ulgą.
 Po pewnym czasie doszłam do mojego miejsca. Poczułam tą wolność. Popatrzyłam w gwiazdy,na mojej twarzy pojawił się uśmiech,szczery uśmiech. Wyciągnęłam z kieszeni pistolet i strzeliłam w górę.
Nie tracąc więcej czasu zaczęłam ćwiczyć.Miałam już niezłą formę. Byłam tam jakieś dobre 3 godziny. Nawet tego nie zauważyłam. -Ten czas tak szybko leci-powiedziałam do siebie. Po tamtych słowach przypomniałam sobie jak go poznałam.
Dobrze,że nie jesteśmy razem. Nie jestem zbytnio pewna czy my dwoje bylibyśmy dla siebie stworzeni. Cóż fakt faktem,że coś nas może łączy ale ja jeszcze jakoś tego nie czuje. Może dopiero się rozkręcam?
Po tych swoich przemyśleniach musiałam już wracać. Gdy już doszłam,stanęłam pod drzwiami i lekko wahałam się je otworzyć. Bałam się,że będzie tam stać Justin. Co by zrobił? Zrobiłby mi awanturę ,że gdzieś się sama szlajam i ,że on się o mnie boi , ponieważ nie chcę mnie stracić.
Otóż tak jak myślałam,stało się tak. Gdy lekko otwierałam drzwi zobaczyłam kawałek osoby. Wiedziałam co mnie czeka lecz drzwi jeszcze nie były do końca otworzone. Zaczęłam biec. Niestety mój plan się nie powiódł. Justin złapał mnie już przy bramie.
Nie chciałam patrzeć na jego złość. Patrzyłam w niebo a on zaczął robić mi wykłady :
Justin :Gdzieś Ty była?-wykrzyczał to tak głośno myślałam,że cała okolica to usłyszała
Obojętnie mu odpowiedziałam :
Ja : Wyjść sobie nie można?-chamsko się podśmiewójąc odrzekłam
Justin : A pomyślałaś co mogłoby Ci się stać? Ta okolica nie jest zbyt dla Ciebie bezpieczna. To nie są już przelewki. To jest życie...-lekko się uspokoił lecz nadal krzyczał
Ja : Duża jestem
Justin : Dziewczyno !! Ty chyba naprawdę nic nie rozumiesz. Najpierw mi się żalisz,że ten cały Mike Cię chcę skrzywdzić,a teraz wychodzisz sobie z przekonaniem,że nic Ci się nie stanie..bo jesteś duża.
Po tych słowach jednak coś do mnie dotarło i ,że Justin ma racje. Pozostałam w milczeniu lecz po pewnym czasie zrozumiałam też,że przecież on mi tu matkuje. Trochę dziwne co nie ? Musiałam to powiedzieć :
Ja : Daj spokój. Miałam przy sobie broń,strzelać umiem,bronić się umiem. Nie jestem jakąś łajzą.-wydusiłam to z siebie


Justin : Nagle taka odważna. Co było niedawno ''Justin proszę..boje się'' bądź inne rzeczy.Wygadana się zrobiłaś. Co się z Tobą do cholery jasnej stało,co ?-był przejęty
Zamurowało mnie lecz chciało mi się zapalić,tak już mam gdy ktoś mnie ostro wkurzy,w tym przypadku był to Justin :
Ja : Idę,zaraz wrócę-już odchodziłam gdy Justin złapał mnie za rękę i powiedział
Justin : Gdzie ? znowu idziesz się gdzieś włóczyć..-uniósł się
Ja : Zluzuj..zapalić-mówiłam to lekkim głosem , patrząc w niebo i wyjmując papierosa z torebki.
Już nic nie powiedział. Widać było,że już jest mną zmęczony. -Może ja źle robię ? Może ja powinnam od niego odejść i wyjechać?-mówiłam to do siebie gdy wydychałam dym papierosowy ku górze.
Widziałam go jak wyglądał co jakiś czas zza okna. Nie wiem o co mu chodziło przecież ja tylko paliłam,nie chciałam teraz uciekać.  
Po 5 minutach weszłam do domu.  Gdy otwierałam drzwi,widziałam przez małą szparę ,że Justin przykłada pistolet do głowy jakiemuś typkowi :
Justin : Uciekaj ! Proszę...-wykrzyczał to
Nie chciałam stamtąd uciekać,chciałam mu pomóc :
Ja : Nie!
Wyciągnęłam pistolet. Zanim się ocknęłam kto jest w tym domu zza drzwi wyszło jeszcze czterech mężczyzn. Wystraszyłam sie bo myślałam,że nie damy sobie rady. Zaczęłam strzelać gdzie popadnie. Nieźle , trafiłam w trzech mężczyzn. Nagle,od tyłu ktoś mnie złapał. Zasłonił ręką oczy.
Justin zaczął się cholernie drzeć aby mnie puścili. Wyrywałam się z całych moich sił , niestety nic to nie dawało. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Nie wiedziałam co robić. Powieki zaczęły mi się zamykać lecz nie z przemęczenia. Zemdlałam. Ostatnie co usłyszałam to krzyk - ''Coś Ty zrobił'' i strzał pistoletu
  Obudziłam się blada i cała zmieszana w białym pomieszczeniu. Była to jedna z sal w szpitalu. Nade mną stał Justin ze łzami w oczach :
Ja : Gdzie ja jestem ? - spytałam. Byłam tak skołowana,że raz wiedziałam,że to szpital,a raz nie
Justin : Obudziłaś się..-łzy lały mu sie strumieniem. Jemu? Jak to możliwe. Może faktycznie dla niego byłam tą jedyną osobą?  
Ja : Tak ale powiedz mi jedno. Co się stało? Gdzie ja jestem?
Justin : W szpitali. Broniłaś się dzielnie.
Jego łza spadła mi na policzek. Lekko pochyliłam się w jego stronę i przytuliła swoimi , można tak to ująć,resztkami sił.
On zaś musnął mnie lekko , tak delikatnie,w usta. To było trochę dziwne bo z nim nie byłam lecz też nie stawiałam oporu,ponieważ potrzebowałam w tamtej chwili czułości oraz opieki.
Ja : Chcę stąd wyjść !-uniosłam głos
Justin : Wyjdziesz jutro rano. Będę tu z Tobą całą noc.
Tak miło mi się zrobiło. Ktoś się o mnie troszczy , ktoś o mnie dba. Gdy chciałam znów go przytulić zobaczyłam,że spod jego bluzy wystawał bandaż:
Ja : Co Ci się stało ?-zmartwiona spytałam
Justin : Broniłem Cię, Gdy zemdlałaś oni chcieli Cię gdzieś wywieźć. Nie pozwoliłem im. Co prawda dość mocno dostałem lecz dla Ciebie warto-mówił poważnie
Ja : Jak ja Ci dziękuje. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła-cichym głosem odpowiedziałam.

sobota, 15 czerwca 2013

CZĘŚĆ VII

CZĘŚĆ VII


  Siedziałam tam bardzo długo. Musialam wszytko i to dosłownie wszytko przemyśleć. Nie znałam drogi powrotnej do jego domu. Byłam skołowana. Nagle powiał dość mocny wiatr.
Wstałam , wyciągnęłam ręce w bok i udawałam,że jestem PANIĄ ŚWIATA. W tamtej chwili zapomniałam o wszystkim. O tych złych chwilach i nawet o tych dobrych.
Wiatr ciągle wiał. Poczułam chwyt w talii. Ktoś mnie przytulił lecz ja nadal stałam z wyciągniętymi rękoma. Gdy tylko poczułam tę lekką woń perfum zdecydowanie wiedziałam,że to Justin.
Odchyliłam głowę w jego stronę i szepnęłam mu do ucha :
Ja : Przepraszam
Justin : Za co ? - odrzekł
Ja : Za to , że byłam taka nie czuła , oschła i wredna - wyszeptałam z zamkniętymi oczami
Justin : To ja powinienem przeprosić-słyszałam w jego głosie troskę.
Nagle odwrócił mnie i powtórzył to co pod
domem,tym razem się nie wyrwałam. To był ten moment , kiedy mogłam odwzajemnić jego uczucia. Staliśmy tam całując się.
Promyki słońca lekko na nas padały , wiał lekki wiatr. Był to najlepszy moment w moim życiu.
 Po paru minutach lekko mnie od siebie odsunął,podniósł moją brodę,chwycił za policzek i szepnął do ucha :
Justin : Pamiętaj ! zawsze przy mnie będziesz bezpieczna,zawsze będę Cię bronił,a co najważniejsze nigdy Cię nie opuszczę-powiedział to tak lekko . Choć nie byliśmy parą i tak chciałam z nim na zawsze zostać.
Po chwili zastanowienia się powiedziałam żartobliwie :
Ja : Myślisz,że nie umiem się obronić ?
Justin : Nie myślę tak.
Po tych słowach przytulił mnie do siebie. Następnie wracaliśmy wolnym tempem do domu. Byłam lekko zizebnięta. Gdy doszliśmy weszłam do pokoju , szybko jedną ręką wzięłam koc i się nim owinęłam.
Justin usiadł na fotelu i śmiał się ze mnie mówiąc,że wyglądam jak kokon. Uderzyłam go za to w głowę poduszką. On też zaczął we mnie rzucać.
Po skończonej <zabawie> tak to można nazwać , Justin znów usiał na fotelu. Chciałam iść do toalety lecz on złapał mnie za koszulkę i pociągnął do siebie :
Justin : Uciekasz mi ?-mówił to , patrząc mi w oczy , a jednocześnie śmiejąc się
Ja : Nie...-powiedziałam ''niby'' poważnie.
Obróciłam głowę w jego stronę i musnęłam go lekko w policzek , a następnie wstałam i szybkim krokiem
''uciekłam'' do toalety.
Ogarnęłam się w miarę szybko jak na mnie przystaje. On już tam czekał z kolacją oraz jakimś filmem. Byłam lekko zakłopotana , ponieważ nie byliśmy parą a gdyby tak na to popatrzeć całujemy się,on przygotowywuje kolacje,było to trochę dziwne lecz nie chciałam po sobie tego dać poznać.
Powiem szczerze,że ja i on  zagalopowaliśmy się z tym wszystkim.On był taki czuły,troskliwy dla mnie , a ja taka ostra i chamska.
Wracając,zeszłam na dół. Justin widząc mnie lekko zdębiał lecz mnie zadziwiało w tym to ,że ja wyglądałam tak jak zawsze.
Kolacja , która przygotował była świetna. Po zjedzeniu poszliśmy oglądać ten film. Nie znałam tytułu bo Pan Bieber oczywiście nie chicał mi pokazać pudełka lecz podobał mi się,
Był to film przygodowy połączony z horrorem.Udawałam,że się boje aby lekko się do niego zbliżyć i dotrzeć tak bardzo głęboko do niego aby sprawdzić czy w przyszłości bądź za niedługo mogłabym z nim być. Wiem trochę dziwne lecz ja mam taki charakter i można tak to ująć ''wymagania''.
Oczywiście,że nie bałam się tego filmu. Chciałam się do niego przytulić . Udało się :
Justin : Boisz się?-spytał troskliwym głosem. Chciałam wybuchnąć śmiechem -że ja,chyba kpisz-lecz powstrzymałam się i tylko jednym słowem odpowiedziałam
Ja : Tak-było to trudne do powiedzenia lecz jakoś to z siebie wydusiłam.
Justin : Cykor,hahahahaah-widziałam,że Justin nie mógł powstrzymać się ze śmiechu.
Ja : Cykor powiadasz ? - lekko się zdenerwowałam.
Justin : No tak...boisz się takaiego filmu,hahahaah-śmiał się cały czas
Ja : Chodź ! - wykrzyczałam
Justin : Gdzie ?-spoważniał i zapytał.
Ja : Wstawaj z tego fotelu , do cholery jasnej!. Mówisz,że cykor jestem cykor-wiedziałam,że on żartuje lecz ja po małej chwili zastanowienia powiedziałam-Powiedz co mam zrobić-nie byłam do tego aż tak przekonana lecz już tego nie cofnę.
Justin : Przecież żartowałem - objął mnie w pasie
Ja : Dobrze o tym wiem lecz nie chcę wyjść na tchórza. No powiedz,śmiało,co mam zrobić?
 Justin wpatrywał się w moje oczy dosyć długo co mnie lekko krępowało. Dopiero po pewnym czasie <tak dokładniej ro po 5 minutach lecz dla mnie to była wieczność> przysunął mnie do swej klatki piersiowej i powiedział :
Justin : Co masz zrobić ?-na chwilę zawiesił zdanie i po pewnych sekundach odpowiedział-Być przy mnie...
 W tamtej chwili zamurowało mnie. On naprawdę się zakochał ? Nie dawało mi to świętego spokoju lecz na zewnątrz byłam lekko zarumieniona lecz we wnętrzu byłam mega zdezorientowana. Lekko go do siebie przytuliłam.
Po pewnym czasie rozeszliśmy się do swych pokoi bez słowa. Myślałam może,że o coś się obraził czy coś. Lekko rzuciłam się na łóżko i rozmyślałam nad jego słowami wypowiedzianymi parę minut wcześniej. Miałam mentlik w głowie.
Nie miałam zamiaru iść spać , chciałam iść do lasu sie wyżyć.

sobota, 25 maja 2013

CZĘŚĆ VI

CZĘŚĆ VI


  Obudziłam się dziwnym trafem o 4:32. Miałam trochę czasu aby się przygotować. Zeszłam na dół. Chciałam zapukać do niego i spytać się o pewną rzecz.
Pukałam i pukałam. Myślałam,że mnie ignoruje i z kopa otworzyłam drzwi. Nie obchodziło mnie to czy on się ubiera czy śpi czy cokolwiek innego robi.
Ku mojemu zdziwieniu nie było go. Szukałam go po całym domu lecz nigdzie go nie znalazłam. Zostawił mnie sama - drań!-powiedziałam do siebie.
Dochodziła godzina 5:30. Musiałam się zbierać. Dobrze,że zostawił klucze. Było zimno,więc ubrałam czarną bluzę,leginsy,buty z pumy oraz ochronne rękawiczki.
Do torby spakowałam wodę,jabłko,pistolet,klucze i telefon. Szłam tą samą drogą co wczoraj. Doszłam na godzinę 5:55. Zastanawiałam się-dlaczego go,jeszcze nie ma ?.
Po tych słowach poczułam dotyk w talii :
Justin : Przyszłaś..
Ja : Takk..ale może przejdźmy do tych ćwiczeń -mówiłam to,odsuwając jego ręce z mojej talii.
  Odsunął się ode mnie. Wyciągnęłam pistolet:
Justin : Dobrze,więc stań 20 metrów od tego drzewa i spróbuj trafić-pokazywał mi to przysuwając się do mnie. Podobało mi się to lecz nie chciałam tego jakoś specjalnie okazywać.
Strzeliłam w drzewo. Udało się. Justin gdzieś poszedł ale zanim to zrobił powiedział mi,jakie ćwiczenia mam wykonywać.
Strzelałam,ćwiczyła, Przyznam się,trochę myślałam o tym aby mnie nie znalazł (mój były).
Nagle,ktoś odwrócił mnie do siebie i powiedział :
Facet : Witam. Mike mi wszytko powiedział. Znalazłem Cię,więc...
Próbowałam się wyrywać.Krzyczałam. Nie pozwoliłam mu dokończyć zdania. Wzięłam pistolet z kieszeni i przyłożyłam mu do latki piersiowej :
Ja : 3,2,1-strzeliłam.
  Od razu gdy padł strzał Justin musiał przybiec. Ten koleś już nie żył:
Justin : Coś Ty do cholery jasnej zrobiła?-zdenerwowany powiedział.
Ja : To był koleś od Mike. Chciał mnie zabić-byłam dumna z tego co zrobiłam.
Justin zrobił tylko duże oczy i powiedział :
Justin : No,no. Dobrze. Koniec zajęć na dziś-mówił to dość przejętym głosem.
Ja : No okej. Chciałam sobie jeszcze postrzelać ale cóż-mówiłam,lekko pod śmiewójąc się.
Szliśmy bardzo długo do domu. Cały czas myślałam o tym,że ja zabiłam kogoś. Byłam dumna. W końcu doszliśmy.Weszłam do domu. Od razu rzuciłam się na łóżko.
Leżałam tak i patrzyłam w sufit. Głośno oddychałam. Zamknęłam oczy i rozmyślałam. Gdy je otworzyłam dopiero wtedy skumałam,że Justin leży obok mnie i wpatruje.
Wpatrując się w sufit powiedziałam :
Ja : Oceniałeś mnie,że jestem słaba,a tu prosze. bez pomocy Pana Biebera,zastrzeliłam człowieka-mówiąc te słowa kierowałam głowę w jego stronę.
Justin : Sam na początku gdy usłyszałem strzał trochę się wystraszyłem-mówił cholernie poważnie.
Ja : Hhaha,Ty,bać się?Hahah-wybuchłam śmiechem.
Justin : Z czego się śmiejesz? Bałem się o Ciebie...
Zamurowało mnie.
Zrobiłam się cała blada. Naprawdę wtedy poczułam,że kogoś obchodzę,że ktoś się mną ogółem interesuje. Otrząsnęłam się i zrozumiałam,że on chyba żartuje bądź po prostu podlizuje się aby mnie zaliczyć.
-Gnojek...po prostu,pieprzony gnojek!-krzyknęłam.
Wstałam. Zaczęłam się denerwować :
Justin : Co ty powiedziałaś ?-wstał,zaczął krzyczeć.
Ja : To co usłyszałeś. Pieprzony gnojek.!!
Justin popchnął mnie pod ścianę. Miałam łzy w oczach lecz chciałam być silna :
Ja : Puść mnie..-wyszeptałam
Justin : Nie!-uniósł głos.
Ja : Puść mnie do cholery jasnej!-wykrzyczałam. Byłam bardzo zdenerwowana. Odchyliłam głowę w bok. Poleciała mi dosłownie jedna łza.
Justin mnie puścił :
Justin : Przepraszam Cię--wyszeptał
Ja : Idź z tymi przeprosinami-wykrzyczałam.
Wzięłam torbę i wyszłam. Na schodach poczułam chwyt w biodrach :
Justin : Proszę,uspokój się. Przepraszam-miał iskry. Trochę łez napłynęło mu do oczu.
Ja : Puść mnie!-wyrwałam się
Wybiegłam przed dom. Justin wybiegł za mną :
Justin : Zaczekaj !
Ja : Zostaw mnie w spokoju. Musisz za mną łazić?-wykrzyczałam mu to prosto w twarz bez żadnych wyrzutów.
Justin : Tak-powiedział po czym przyciągnął mnie nagle do siebie , pocałował.To było niesamowite,lecz nie pozwoliłam sobie na taki krok.
Odsunęłam go,wręcz odepchnęłam. Uciekłam.Nie płakałam. Byłam tylko zła. To uczucie było nie do opisania. Po prostu magia. Doszłam na jakąś polane. Usiadłam na wzgórzu. Był piękny zachód słońca. Musiałam wszytko przemyśleć. Byłam skołowana.

czwartek, 23 maja 2013

CZĘŚĆ V

CZĘŚĆ V 


 Przyjechaliśmy pod jego dom. Weszłam razem z nim do środka:
Justin : Poczekaj chwile,spakuje pare rzeczy i jedziemy dalej.-powiedział
Ja : Dobrze..ale gdzie my tak właściwie jedziemy?-spytałam. Byłam bardzo ciekawa.
Justin : Dowiesz się-powiedział pakując rzeczy.
Po 15 minutach stania i patrzenia w sufit,powiedziałam :
Ja : Nareszcie Panie Bieber,dłużej się nie dało?-spytałam uśmiechając się.
Justin spojrzał na mnie i popchnął mnie pod ścianę. Powiedział :
Justin :Tak,tak..dało się..-wpatrując się w moje oczy,powiedział.
Czułam,że chciał mnie pocałować,jednak nie byłam łatwym łupem.Wyrwałam mu się. Poszliśmy do auta.
Ja : Gdzie my do cholery jasnej jedziemy !?-wykrzyczałam.
Justin :Jedziemy do Californii do mego domu na plaży. Będziesz tam bezpieczna. Mam nadzieję,że wzięłaś pistolet?-mówił to spokojnym głosem.
Ja : Wzięłam. Ale boje się,że on mnie znajdzie. Nie znasz go. On potrafi wszytko..dosłownie ,tylko po to aby się zemścić.-łzy napływały mi do oczu. Mówiłam to wpatrując się w szybę.
Nie odpowiedział. Po pewnym czasie stanęliśmy na stacji benzynowej. Justin poszedł zatankować,a ja ukratkiem wyciągnęłam papierosa i zapaliłam.
Justin : Mówiłem Ci już coś na ten temat?-dość poważnie to powiedział lecz ja nie robiłam sobie z tgo nic.
Ja : A weź.-był to mój komentarz do tamtejszej sytuacji.Wyrzuciłam papierosa. pomyślałam wtedy-a co jak on mnie znajdzie i zabije?. Poleciało mi parę łez. Chciałam to ukryć.
Justin odwrócił mnie i oparł o auto :  
Justin : Nie bój się. Proszę. On Cię nie znajdzie. Nie płacz-powiedział to troskliwym głosem jednocześnie wycierając mi łzy.
Poczułam motylki w brzuchu. Nie wytrzymałam.to było silniejsze ode mnie. Przytuliłam go.
Ja : Z tobą się nie boje-wtedy zorientowałam się,że jestem w jego objęciach. Ocknęłam się i puściłam go. To była chwila słabości.
Ja : Przepraszam..nie powinnam....idę do auta.-zawstydzonym głosem wymamrotałam.
Justin odprowadził mnie wzrokiem i tak samo jak ja wsiadł do auta.
Jechaliśmy bardzo długo. Jadąc spałam bądź rozmawiałam z nim. W końcu dojechaliśmy. Dom wyglądał..no nie mam słów by go opisać :
Ja : Piękny dom,naprawdę-byłam zszokowana tylko tyle umiałam wydusić z siebie.
Justin : Wchodź,rozgość się. Tu na 100% będziesz bezpieczna. Zapewniam Ci to.-powiedział biorąc torby z auta.
Tak cholernie chciałam go pocałować lecz jak zwykle powstrzymałam się. Wpatrywałam się w jego piękne,brązowe oczy. Miał w nich iskry podobnie jak ja.
Weszłam do środka. Od razu wskoczyłam pod prysznic.
Po 20 minutach wyszłam do pokoju , owinięta ręcznikiem. Justin był gdzieś na dole,więc szybko się ubrałam. Akurat gdy skończyłam się ubierać wszedł on :
Justin : Oj..przepraszam!-lekko zawstydzonym głosem powiedział.
Ja : Nic nie szkodzi i tak skończyłam się przebierać-powiedziałam.
Wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Widać po mnie było,że chcę zapalić. Justin przy schodach złapał mnie za nadgarstek i powiedział :
Justin : Gdzie się wybierasz?-poważnym tonem zapytał.
Ja : Em..przewietrzyć się.-skłamałam.
Justin : Powiedz prawdę!-wysokim już tonem ,powiedział.
Wkurzyłam się. Jest to przecież moje życie. Jakiś chłopak nie będzie się w to wtrącał :
Ja : Kurwa,idę tal? Przejść się....-wahałam się ale wreszcie powiedziałam-tak kurwa,zapalić!-wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Nie maiłam wyrzutów sumienia. ŻADNYCH.
Wyrwałam się z jego chwytu i wybiegłam z domu. Kompletnie nie znałam tej okolicy,a co dopiero Californii. Poszłam w lewą stronę.Doszłam do jakiegoś lasku,za nim było jezioro.
Podeszłam do brzegu i wreszcie,zapaliłam. Było mi tak dobrze. Odetchnęłam. Wydychając dym ku górze rozmyślałam.Wzięłam telefon i przeglądałam.
Była godzina z 19:59. Nie znałam drogi powrotnej. Nie chciałam dzwonić do  Justina. Robiłby mi znów wykłady,że palę,a sama go przyłapałam na paleniu.
Było trochę chłodno. Wyjęłam z torby bluze i założyłam ją na siebie. Siedziałam dalej na brzegu.Wyciągnęłam drugą fajkę i znów zapaliłam.
Wykłady matki mi się przypominały-zachorujesz przez te papierosy!-Umrzesz-Skończysz marnie!
Siedziałam,aż tam do 22:00. Tam było tak pięknie,ustronnie i przede wszystkim cicho.
Poczułam dotyk na ramieniu. Nawet się nie odwracałam bo wiedziałam,że to on. Tylko się do siebie uśmiechnęłam. Chciałam go wystraszyć. Wyjęłam ukratkiem pistolet z kieszeni tak aby nie zauważył.
Nagłym ruchem wstałam,popchnęłam go pod drzewo i przyłożyłam pistolet do głowy :
Ja : Już wiesz jak to jest,Panie Bieber.
Justin kompletnie nic nie powiedział tylko łobuzersko się uśmiechnął. Odwrócił mnie,popchnął pod drzewo i zrobił to co ja,przyłożył mi pistolet do głowy.
Nie bałam sie. Ewidentnie chciał zrobić to samo co ja. Wystraszyć mnie.
Ja : Myślisz,że się boję? To się mylisz-mówiłam uśmiechając się.
Odsunął pistolet i powiedział :
Justin : Chodź,już późno.
Ja : Co ty dzisiaj taki markotny?-spytałam.
Nie dostałam odpowiedzi. Szliśmy dobre 25 minut. Cała droga bez słowa. On szedł z przodu , ja niedaleko za nim.
Gdy doszliśmy do domu,dopiero się odezwał :
Justin : Jutro,6:00,w tym samym miejscu. Weź pistolet i ciepło się ubierz-wymamrotał to pod nosem otwierając bramę.
Ja : No dobra.-byłam już zmęczona więc tylko tak odpowiedziałam.
Mniej więcej wiedziałam jak tam dojść.
Przebrałam się i szybko wskoczyłam do łóżka.
Ja spałam w sypialni na  piętrze za to on na parterze.
Rozmyślałam co będziemy jutro tam takiego robić.
W końcu,zasnęłam.
                       

poniedziałek, 13 maja 2013

CZĘŚĆ IV


CZĘŚĆ IV

  Obudziłam się w sobotni i słoneczny poranek.
Gdy wstawałam była 10:34. Myślałam cały czas o tym zabójstwie. Nic nie chciało przejść mi przez gardło,żadne słowo.
Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniadanie. Po zjedzonym śniadaniu wszytko posprzątałam.Była sobota,więc ubrałam się i zeszłam do salonu oglądać TV.
Mama miała dziś pod wieczór przyjechać. Nic ciekawego nie leciało. Wzięłam więc laptopa i przeglądałam internet. Po pewnym upływie czasu ktoś zadzwonił do drzwi. Miałam już czarne myśli,że to może ktoś od tego faceta. Poszłam bardzo szybkim krokiem do kuchni. Chciałam wziąć z szuflady nóż. Okazało się,że zamiast noża był pistolet.
Myślałam,że dzwonienie i pukanie ustąpi lecz ktoś cały czas się dobijał.Trzymając pistolet w ręce miałam zamiar otworzyć drzwi. Otwierając je , trochę się wahałam. W pewnej sekundzie otworzyłam je z rozmachem. Pistolet trzymałam przy klatce piersiowej.
Ku mojemu zdziwieniu był to Justin. Odetchnęłam z ulga lecz nadal trzymałam pistolet :
Justin: Czeeść...ten pistolet naprawdę Ci potrzebny-zapytał.
Ja : Tak..potrzebny-odpowiedziałam ponuro.-Muszę się czymś przecież bronić,prawda?
Justin : Odważna dziewczynka - mówił,zdejmując czarne okulary.
Ja : Widzisz..nie znasz mnie-powiedziałam.
Justin : Ty mnie też nie-wpatrywał się tak cholernie w moje oczy,że aż miałam chęć go pocałować.  
Powstrzymałam się. Nie pocałowałam go ale myśli i jego oczy mówiły co innego niż mój umysł.
 Justin dziwnie się do mnie przysuwał i patrzył w oczy. Nagle złapał mnie jedną ręką za biodra,przysunął i pocałował.
Odepchnęłam go. W sumie nawet mi się podobało lecz z drugiej strony kolesia w ogóle nie znam.
Ja : Justin,prosze ! Nie znam Cię..-wymamrotałam zawiedziona.
Justin : Przepraszam..wiem..nie powinienem ale twoje usta,oczy..twoja sylwetka mówią same za siebie..Przepraszam.  
Po tych słowach zrobiło mi się ''słodko''. Zarumieniłam się.
Ja : Aha..no..więc...po co w ogóle przyszedłeś ?-zapytałam zawstydzona.
Justin : Chciałem Ci to powiedzieć od 2 dni...cały czas nam coś przerywało..no więc-nagle jego ''mowę'' przerwał mój telefon.
Był to jakiś numer. Nie znałam go ale odebrałam :
Ja :  Halo ?-speszona powiedziałam.
N.N : Witam pannę Jones! Mamy sobie coś do wytłumaczenia,prawda?-mówił to niski głos mężczyzny.
Ja : O co chodzi? Kto mówi?-mówiłam trząść się jak galareta.
N.N : Nie udawaj Debby. Masz innego? Zapomniałaś sobie o mnie. Nie myśl,że Ci wybaczę zdradliwa suko. Znajdę Cię i zabije.!!-rozłączył się.
Justin : Kto to był?-spytał..widząc,że łzy napływały mi do oczu.
Ja : Em..jakieś reklamy-skłamałam...lecz było to widać w oczach.
Justin : Nie prawda..nie kłam..gdyby to były ''jakieś'' reklamy..nie płakałabyś ani się nie trzęsła-powiedział to tak cholernie poważnie,że miałam chęć powiedzieć mu. Nie mogłam.
Ja : Nie kłamię...
Justin : DEBBY ! - wykrzyczał...
Pistolet wypadł mi z rąk. Usiadłam mega zapłakana. Siedziałam za drzwiami.
Ja : Nie mogę Ci powiedzieć...będzie jeszcze gorzej..on chcę mnie zabić...-mówiłam to tak,że myśalłam,że mnie nie zrozumie.
Justin : Co? Kto chcę Cię zabić...nie pozwolę..-był mega zdenerwowany...zachowywał się jakby był moim chłopakiem.
Ja : Justin...ty mi nie pomożesz...nie znamy się...zachowujesz się jakbyśmy się znali od zawsze. Dziękuje za pomoc ale nie mogę jej przyjąć-wymamrotałam to pod nosem.
Wstałam z podłogi. Justin popchnął mnie pod ścianę,patrzył w oczy oraz jednocześnie przytulał :
Justin : Ale ja nie chcę aby coś Ci się stało,rozumiesz!?-trzymając mnie za biodra mówił to.
Wyrwałam się z uścisku.
Ja : Ty chyba nic nie rozumiesz....jeśli chcesz mi pomóc sam możesz zginąć..a po co..masz tyle zycia przed sobą...a mnie i tak już szuka..chce mnie zabić..-mówiłam zdenerwowana.
Justin : Prosze daj sobie pomóc...    

Ja : NIE!! ROZUMIESZ?
Justin : Nie wytrzymam tego dłużej..pakuj się !?
Ja : Co ty mówisz ?
Justin : Pakuj się do cholery jasnej.
Widząc jego zdenerwowanie w oczach zaczęłam się pakować. Spakowałam parę koszulek,spodni bielizny itp. W tym mój pistolet.
Zostawiłam mamie kartkę.
''MAMO NIE MARTW SIĘ O MNIE....WRÓCĘ ...ALE NIE WIEM DOKŁADNIE KIEDY. NIE DZWOŃ PO POLICJĘ. NIC SIĘ NIE DZIEJE. POSTARAM SIĘ WRÓCIĆ JAK NAJSZYBCIEJ. ALE NIE OBIECUJĘ...DEBBY''
Justin : Już ?-spytał..
Ja : Tak....
Justin : Zamknij porządnie dom..zgaś światła..zamknij bramę. Wsiądź do samochodu..pojedziemy do mnie po rzeczy. W swoim czasie dowiesz sie wszystkiego.
Ja : Dobrze..-bałam się tak cholernie. Bałam się puścić łzy. Ale byłam z nim to chyba było w tamtym momencie najważniejsze.
Posłuchałam go. Wsiedliśmy do auta.... pojechaliśmy do niego.

sobota, 11 maja 2013

CZĘŚĆ III


CZĘŚĆ III  


  Gdy usłyszałam ten szelest,stanęłam na ulicy. Zaczęłam się obracać w różne strony. W tamtej chwili naprawdę poczułam strach. Zaczęłam biec w stronę domu.
Biegnąc , wyciągałam klucze z kieszeni. Dobiegłam. Otwierając bramę wypadły mi klucze. Ręce trzęsły mi się masakrycznie. Myślałam sobie-już po mnie,to koniec.
Podnosząc klucze z posadzki poczułam dotyk na ramieniu. Był to delikatny dotyk. Panicznie się wystraszyłam,myśląc ,że to jakiś zboczeniec.Popłakałam się. Niechętnie lecz z przekonaniem,że coś może mi się stać,obróciłam się.
Odetchnęłam z ulgą widząc,że to Justin. Widział mój strach oraz łzy. Czuł wszytko co dzieje się w moim wnętrzu. Był to chaos.
Ja : Co ty tutaj do cholery robisz? -z płaczem powiedziałam.
Widząc jego minę,powoli uspokajałam się.
Justin : Chciałem Ci coś wytłumaczyć-powiedział.
Ja : Co ? Chciałeś mi tym udowodnić,że mam się Ciebie bać ? Otóż nic mi nie udowodniłeś. Bałam się o swoje życie myśląc,że to jakiś zabójca..ale nieeeee...to oczywiście musiał być Pan Justin !!-mówiłam z łzami i wielką złością w oczach.
Justin wziął mnie za biodra..przysunął do bramy. Bałam się,że coś mi zrobi.Odchyliłam więc głowę w bok.. Cholernie byłam ''wciśnięta w bramę''
Justin : Słuchaj! chciałem Ci coś wytłumaczyć...abyś-puścił mnie..oddaliłam się do niego i powiedziałam :
Ja : Nie tłumacz się...co chcesz mi powiedzieć?hmm.....może,że jestem jakimś zagrożeniem..? O...albo,że chcesz mnie zabić.?
Wiesz co idź stąd...nie mam ochoty z tobą rozmawiać,a co dopiero Ciebie słuchać.
Zamknęłam bramę ..dochodziłam do drzwi :
Justin : Ale Debby...to ważne-mówił to tak ''cholernie'' poważnie..lecz i tak nie chciałam go słuchać.
Ja : Idź stąd..rozumiesz to...-nie wytrzymałam..kilka łez poleciało mi po policzku...z hukiem zamknęłam drzwi.
W furii wparowałam do pokoju. Rzuciłam wszystko na łóżko. Poszłam szybko pod prysznic.-Dobrze,że jutro sobota!-powiedziałam sama do siebie.
Gdy wyszłam spod prysznica,zaczęłam czuć,że ktoś próbuje otworzyć główne drzwi. Myślałam,że to może mama. Spojrzałam przez okno. Drzwi próbował otworzyć starszy mężczyzna.
Nie udało mu się. Myślałam,że odejdzie lecz wyważył je. Szybkim ruchem zamknęłam na klucz swe drzwi od pokoju. Nie wiedziałam co zrobić.
Usiadłam w kącie. Bałam się tylko o swoje życie. Nie miał mi kto pomóc. Wybrałam numer Justina i zadzwoniłam :
Ja : Halo? Justin....Prosze Cię...pomóż mi. Ktoś jest w moim domu. Pomóż mi..-mówiłam szeptem.
Justin : Nie ruszaj się z miejsca. Zostań tam gdzie jesteś. Zaraz będę.
Rozłączył się.
Miałam pustkę w głowie. Myślałam,że Justin nie zdąży i zobaczy mnie całą we krwi. Po około 15 minutach ,usłyszałam strzał pistoletu. Zaczęłam krzyczeć z przerażenia.
Otworzyłam drzwi z przekonaniem,że mogę umrzeć. Stał tam Justin z pistoletem,a przed nim leżał ten mężczyzna w kałuży krwi. Nie żył.Rzuciłam się na Justina. Mocno go przytuliłam. Zapędziłam się trochę ale byłam tak szczęśliwa,że słowami nie da się tego opisać.
Ja : Justin...ja nie wiem jak ci dziękować. Gdyby nie Ty to ja bym tu leżała zamiast tego faceta-wymamrotałam.
Justin : Nie ma za co.....zawsze Cię uratuje-popatrzał mi głęboko w oczy.
Trochę się zapędziłam. Nie znałam go lecz znów go przytuliłam. Po chwili znów powiedziałam :
Ja : Ale zaraz,zaraz,! Co my zrobimy ze zwłokami?
Justin : Wytrzyj kałużę,ja wezmę ciało i wyrzucę do rzeki.-powiedział to.
Zapakował ciało w jakiś worek i poszedł do samochodu.Z okna widziałam jak odjeżdża. Byłam mu bardzo wdzięczna.Pomachałam mu z okna. On zrobił to samo lecz jeszcze mrugnął do mnie. Odjechał.
 Weszłam do pokoju. Oczywiście drzwi na dole oraz bramę zamknęłam bardzo porządnie. Po pewnym czasie położyłam się i rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Zegar wskazywał 2:00 w nocy.
Patrzałam się w sufit. Po długim czasie zasnęłam.




_________________________________________________________________________________

Koleżanki mi mówią,że od kogoś odgapiłam motyw włamania. Ale skąd miałabym to wziać ? Jeśli ktoś pisze książkę i jest w nim coś takiego to od razu z góry przepraszam. Części pisze na lekcjach..NIE W DOMU 1 była to wena ; ) DZIĘKUJE !!



piątek, 10 maja 2013

CZĘŚĆ II


CZĘŚĆ II 



 Po długiej trasie do domu,nareszcie do niego doszłam. Mamy o dziwo jeszcze nie było. Nagle dostałam sms'a od niej,że dopiero wróci jutro pod wieczór.
Rzuciłam telefonem i sama do siebie powiedziałam - Zajebiście !
Weszłam do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie i rozmyślałam nad słowami Justina ''Boisz się mnie ?''. Dziwne pytanie. Moje przemyślenia przerwał telefon od nieznajomego numeru. Nie chętnie odebrałam :
Ja : Tak ? -wybuczałam do telefonu
N.n : Godzina 20:30,park. Bądź,proszę..Rozłączył się. Po moim ciele przeszedł lekki dreszcz lecz i tak chciałam tam iść. Głos był mi znajomy. Dochodziła godzina 20:00. Nie zadali nam pracy domowej. Zjadłam kolację. Wiatr lekko powiewa.
Ubrałam więc sweter,czarne szorty z ćwiekami oraz turkusowe Conversy.
Byłam na miejscu punktualnie. Strach był widoczny w moich oczach..chciałam to jakoś ukryć. Ktoś mnie chwycił. Już nawet nie krzyczałam,wszytko w tamtej chwili było mi obojętne. Obróciłam się. Trochę domyślałam się,że mógłby być to Justin ale dręczyło mnie to -skąd on miałby mój numer?.
Dobrze myślałam,był to on :
Justin : Witam , witam Pannę Jones
Ja : Czego chcesz?-nawet nie powiedziałam -hej ! ...chciałam tylko wiedzieć co on ode mnie chcę..
Justin : Dowiedzieć się kim jesteś,jaka jesteś i ...dlaczego się tak boisz....widzę twój strach czuję twe bicie serca..-spytał bardzo poważnym tonem..
Wzięłam ze swojej torebki papierosa,zapaliłam. Wydychając dym ku górze odpowiadałam :
Ja : Debby..lat 16..tak palę...tak piję....hobby to komponowanie utworów....mam na wszystko tak jakby ująć ''wyjebane''..tyle Ci wystarczy !? - mówiłam to też poważnie.
Justin : Tak wystarczy...hah..niby taka skryta dziewczyna...,a pali..piję...hahah...nie spodziewałem się...ale na ostatnie pytanie mi nie odpowiedziałaś-mówił to wszytko okrążając koło wokół mnie.
Byłam wkurzona..znów wydychając dym papierosa w górę i patrząc mu głęboko w oczy , powiedziałam :
Ja : Nie boje się Ciebie..czego mam się bać..,że mnie zbijesz...skrzywdzisz..nie boje się!-powiedziałam z przekonaniem.
Justin nic nie odpowiedział tylko łobuzersko się uśmiechnął i dopiero wtedy odpowiedział :
Justin : No to do zobaczenia ...Panno Jones !
Odszedł. Zgasiłam papierosa i też skierowałam się do domu. W drodze znów przemyślałam o co mu chodzi.
Szłam środkiem ulicy,raz chodnikiem,raz krawężnikiem. Obojętne mi to było.
Doszłam do domu. Rzuciłam wszytko na łóżko. Odświeżyłam się. Po ok. 30 minutach położyłam się do łóżka i zdałam sobie sprawę,że......chyba się w nim zakochałam lecz i tak nie miałam u niego szans.
''Te oczy,uśmiech,sposób mówienia...sam on'' -powiedziałam sama do siebie i po pewnym czasie zasnęłam.

  Wstałam następnego dnia o 6:00,jak zwykle.
Zrobiłam to co zawsze rano. Zjadłam śniadanie,myłam się,uczesałam , umalowałam i ubrałam. Tym razem zrobiłam sobie koczka. Nałożyłam dżinsową katanę bez rękawków , pod to białą bluzkę z napisem LOVE oraz moje tęczowe szorty.Oczywiście nałożyłam też swoje Conversy,tym razem białe.
Wyszłam o 7:30. Około godziny 7:45 byłam już w szkole. Moją pierwszą lekcją była matematyka. Modliłam się aby przeżyć tą lekcję.
Do dzwonka zostało ok.10 minut. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i przeglądałam. Po upływie czasu zadzwonił dzwonek. Weszliśmy wszyscy do sali.
Znów siedziałam z Justinem.W ogóle nie mogłam się skupić. Wpatrywał się we mnie cały czas..od góry do dołu. To było miłe..poczułam się..,że kogoś obchodzę. Ja naprawdę się zakochałam.
Lekcja się dłużyła. Myślałam,że nigdy się nie skończy. Zadzwonił dzwonek. Wybiegłam ze szkoły. poszłam na jej tyły. Musiałam zapalić. Nikogo ze mną nie było. Gdy zgasiłam papierosa , poczułam dotyk na ramieniu. Nie miałam ochoty z nikim..podkreślam.... Z NIKIM.
Był to on. Nie obchodziło mnie to. Miałam zły dzień.Odeszłam stamtąd szybkim krokiem. Chciałam wszystko przemyśleć ale też nie chciałam poznać po sobie,że mam jakiś problem.Uciekłam z lekcji. Nie chciałam na nim być. Zza rogu wyszedł znów on :
Justin : Uciekasz ? - spytał.
Ja : Tak...mam swoje miejsce...muszę wszystko przemyśleć...-mówiłam cichym głosem patrząc w dół.
Justin : Mogę zabrać się z Tobą ?.
Chciałam odpowiedzieć-nie !  lecz zgodziłam się:
Ja : Taak...chodźmy-mówiłam nie chętnie.
Szłam z przodu. Po dość długiej drodze dotarliśmy na pewne wzgórze. Położyłam się na trawie. Rozmyślałam. Rozpraszał mnie lecz nie w negatywny sposób.
Musiałam znów zapalić. Nie pozwolił mi. Wyrwał mi z rąk i wyrzucił :
Justin : Nie pal. Bo widzę,że jak palisz masz problem..a ja nie lubię jak Ty się czym kolwiek zadręczasz-powiedział to patrząc w niebo.
Ja : Obchodzę Cię ?..Jakoś nikogo wcześniej to nie interesowało.-mówiłam wstając z trawy.
Justin : Nie jestem kimś , kto nic nie widzi,że ktoś ma problem....a tym bardziej taka ładna dziewczyna-mówił,znów patrząc w niebo.
Ja : Troszczysz się..czy bierzesz mnie na litość ? A może tak po prostu chcesz mnie zaliczyć ..tak jak inne ?-wybuchłam...musiałam to powiedzieć.
Justin : Co ty mówisz ? Dobrze..może chodziłem z wieloma dziewczynami lecz..Ty...nie jesteś jak one....nie chodzisz cały czas za mną i nie mówisz,że się tobą nie interesuje i -przerwałam mu.
Ja : Nie musisz się tłumaczyć..-powiedziałam stając tyłem do niego.
Justin : Ty jesteś wyjątkową dziewczyną...taka podobna do mnie..lecz nie jestem taki hak myślisz..-powiedział to dość poważnie.

  Odeszłam stamtąd.
Ja : Muszę iść..posiedzę w domu...czeeść-mówiłam to tak bezinteresownie.
Justin : Prosze Cię..zaczekaj.
Nie słuchałam go,tylko szybkim krokiem oddalałam się od niego. Miałam wyrzuty sumienia lecz po paru chwilach zastanowienia się doszłam do wniosku,że z jednej strony dobrze zrobiłam idąc stamtąd ale za to z drugiej miałam chęć do wysłuchania go.
Po ok.30 minutach wolnej drogi do domu,doszłam. Byłam sama jeszcze do jutra. Czułam się lekko samotna pod względem,że nie mam z kim porozmawiać. Z nowej szkoły znałam tylko Justina. Chciałam do niego napisać lecz coś odwróciło moją uwagę. Zauważyłam,że gdy byłam już w domu zegar wskazywał 19:00.
Zastanawiałam się -jak?. Ten czas tak szybko leci. Bez zastanowienia się zadzwoniłam do pizzeri. Po 35 minutach  dostawca dostarczył mój ''obiad''.
Cały czas zadręczałam się tym,co Justin miał mi do powiedzenia. Gdy już zjadłam to posprzątałam.
Byłam zmęczona lecz miała jeszcze chęć wyjść się przejść. Nie obchodziło mnie to,że zegar wskazywał dochodzącą 21:00.
Nie obchodziło mnie to,że coś może mi się stać. Chciałam tylko odetchnąć świeżym powietrzem i zapalić papierosa.
Otóż , zrobiłam to. Stanęłam przed domem i wydychając dym papierosowy ku górze,myślałam o nim. Bez zastanowienia się ruszyłam się spod domu. Zamknęłam dom oraz brame i poszłam się przejść.
O tej godzinie nie jeździły tą drogą żadne samochody,więc szłam centralnym środkiem ulicy. Myślałam,tylko o tym aby nic mi się nie stało. Przechodząc obok starej rudery usłyszałam szelest liści.

CZĘŚĆ I


CZĘŚĆ I :


   Pobudka rano. Godzina 6:00. Jak zwykle niechętnie wstaje do szkoły lecz dziś było jeszcze gorzej,ponieważ musiałam iść do nowej szkoły,tak do ''NOWEJ''.
No więc wstałam . Od razu poszłam pod prysznic. Następnie ubrałam się,umalowałam i zrobiłam sobie niedbałego warkocza na bok.
Zeszłam na śniadanie. Mamy już dawno nie było. Zrobiłam sobie dwie kanapki oraz kawę. Po śniadaniu musiałam się szybko zbierać iż miałam tylko 20 minut,niby dużo lecz same dojście zajmowało mi 15 minut.
Wyszłam z domu. Po 15 minutach drogi doszłam,eh,doszłam do nowej szkoły.
Niechętnie lecz małymi kroczkami zbliżałam się do głównych drzwi szkoły. Weszłam tam. Zadzwonił dzwonek. Z tego co mi było wiadome miałam być w klasie IIIb. Spytałam dyżurnej gdzie odbywają się lekcje tej klasy i tam poszłam.
Oczywiście jak zwykle musiałam się spóźnić. Zapukałam do drzwi. Dobiegł do mnie głos starszego mężczyzny mówiącego -Proszę !
Ja - Em..dzień dobry..Nazywam się Debby ...jestem ''TA'' nowa-wymamrotałam , ponieważ nie miałam nastroju.
Nauczyciel : Em..tak...Debby Jones...
Ja : Taak...-chciałam dodać ''STARY DZIADZIE'' ale powstrzymałam się.
Nauczyciel : Dobrze Debby,usiądź obok Pana Justina.
Ja : Dobrrra...ważne aby być jak najdalej od ciebie staruchu-mówiłam szeptem idąc do ławki.
Gdy usiadłam obok Justina poczułam delikatną woń jego perfum. Był to piękny zapach. Nie mogłam się otrząsnąć.
Chłopak ten był bardzo przystojny. Bardzo ?..MEGAA... Nie mogłam się skupić..wpatrywał się we mnie mocno,swoim tajemniczym lecz pięknym spojrzeniem. Widziałam,że chyba wpadłam mu w oko. Ta skromność,hahaha.
Lecz w pewnym momencie nie wytrzymałam,nauczyciel wyszedł na chwilę z sali , a ja musiałam coś powiedzieć :
Ja : Siema , siema Justin - powiedziałam lekko zachwianym głosem
Justin wpatrywał się we mnie..oblizał wargę i odpowiedział :
Justin : Cześć Debby
Chciałam mu coś jeszcze powiedzieć lecz niestety stary zgred musiał wejść i mi przerwać.
Ja : Kurwa..-powiedziałam sama do siebie.
Justin popatrzał się na mnie,lekko zaśmiał i znów oblizał wargę.
Na lekcji u tego starucha nie byłam skupiona. Ucieszyłam się gdy nareszcie zadzwonił dzwonek. Chciałam krzyknąć ''Wreszcie'' lecz opanowałam swe emocje i wyszłam z klasy.
Na przerwie siedziałam ze swoim I'phonem w ręku. Przeglądałam TT. Zadzwonił dzwonek. Następną lekcją był w-f. Nie skumałam,że miała być właśnie ta lekcja. Poprosiłam nauczyciela o jeszcze 5 minut na przebranie się. Zgodził sie.
Gdy wychodziłam z szatni wszyscy stali na zbiórce. Odezwał się on :
Justin : Nareszcie...Panno Jones !-mówił zabawnym lecz nadal tajemniczym tonem.
Ja : Spierdalaj-wymamrotałam cichym głosem.
W-f zaczął sie od porządnej rozgrzewki. Dla mnie to była mała rzecz bo przed tą szkołą chodziłam do szkoły sportowej. Po 20 minutach rozgrzewki mieliśmy zagrać w koszykówkę. Byłam dosyć niezła w ta grę.
Zostałam kapitanka oraz ...... Justin. Wybraliśmy składy. Dla innych to gra zaś dla mnie to wojna.
Rzucałam się na wszystkich. W pewnym momencie Justin chciał odebrać mi piłkę. Odepchnęłam go mocno. Upadł. Chłopaki zaczęli go wygwizdywać ,że dziewczyna go popchnęła,a on upadł.
Wstał. Obróciłam się,szczerze,wtedy miałam go gdzieś lecz on był zawzięty..zrobił to samo co ja mu. Trochę to zabolało. Nie dałam się. Odebrałam ta ''cholerną piłkę'' i rzuciłam do kosza.
Miałam bardzo czerwoną ręke. Nie obchodziło mnie to może trochę pobolewała lecz nie chciałam dać po sobie tego poznać. Justinowi chyba zrobiło się trochę głupio lecz cały czas miałam ''kamienną twarz''.
Odbywała się ostra rozgrywka.
Wygrała drużyna Justina. Z w-f wyszłam cała pobijana lecz było warto.
Reszta lekcji minęła szybko. Po skończonych lekcjach wyszłam ze szkoły. Podbiegł do mnie Justin i powiedział :
Justin : Podwieźć gdzieś Pannę Jones ? - mówił tajemniczym tonem.
Ja : Nie..nie trzeba-bardzo chciałam z nim jechać lecz znałam go tylko kilka godzin , a nawet tak na to patrząc to wcale.
Odeszłam dość dużym krokiem. Widziałam zawieść w jego oczach,
Szłam do domu. Czułam,że ktoś mnie śledzi, Nie odwracałam się. Zaczęłam biec,moje serce mocno biło. Poczułam chwyt za nadgarstek.
Wystraszyłam się,wydobyłam z siebie krzyk lecz gdy tylko poczułam tę woń perfum co w szkole rano to lekko się uspokoiłam.
Męski chwyt obrócił mnie :
Justin : Boisz się mnie ?-spytał
Ja : Nie...-mówiłam z głową pochyloną w dół
Justin : To dlaczego czuje twój strach i bicie serca?
Wyrwałam się..szlam nadal. Znów zrobił to sami i zapytał oto samo :
Justin : Proszę odpowiedz..Boisz się ?
Ja : Mówię Ci,że nie !-wykrzyczałam to.
Ja : A teraz możesz już mnie puścić.??
Justin : Nie...bo boisz się mniee.
Znowu się wyrwałam. Zaczęłam biec lecz na samym środku ulicy stanęłam,obróciłam się w jego stronę. Poleciała mi łza.
Szlam dalej. Czułam,że on jakoś chcę do mnie dotrzeć.