niedziela, 16 czerwca 2013

CZĘŚĆ VIII

CZĘŚĆ VIII


   Jak powiedziałam otóż tak zrobiłam. Około godziny 2:00 w nocy , po cichu wymknęłam się z domu. Bałam się,że Justin się obudzi i zrobi mi niezłą awanturę lecz źle myślałam,chłopak się nie obudził a ja mogłam odetchnąć z ulgą.
 Po pewnym czasie doszłam do mojego miejsca. Poczułam tą wolność. Popatrzyłam w gwiazdy,na mojej twarzy pojawił się uśmiech,szczery uśmiech. Wyciągnęłam z kieszeni pistolet i strzeliłam w górę.
Nie tracąc więcej czasu zaczęłam ćwiczyć.Miałam już niezłą formę. Byłam tam jakieś dobre 3 godziny. Nawet tego nie zauważyłam. -Ten czas tak szybko leci-powiedziałam do siebie. Po tamtych słowach przypomniałam sobie jak go poznałam.
Dobrze,że nie jesteśmy razem. Nie jestem zbytnio pewna czy my dwoje bylibyśmy dla siebie stworzeni. Cóż fakt faktem,że coś nas może łączy ale ja jeszcze jakoś tego nie czuje. Może dopiero się rozkręcam?
Po tych swoich przemyśleniach musiałam już wracać. Gdy już doszłam,stanęłam pod drzwiami i lekko wahałam się je otworzyć. Bałam się,że będzie tam stać Justin. Co by zrobił? Zrobiłby mi awanturę ,że gdzieś się sama szlajam i ,że on się o mnie boi , ponieważ nie chcę mnie stracić.
Otóż tak jak myślałam,stało się tak. Gdy lekko otwierałam drzwi zobaczyłam kawałek osoby. Wiedziałam co mnie czeka lecz drzwi jeszcze nie były do końca otworzone. Zaczęłam biec. Niestety mój plan się nie powiódł. Justin złapał mnie już przy bramie.
Nie chciałam patrzeć na jego złość. Patrzyłam w niebo a on zaczął robić mi wykłady :
Justin :Gdzieś Ty była?-wykrzyczał to tak głośno myślałam,że cała okolica to usłyszała
Obojętnie mu odpowiedziałam :
Ja : Wyjść sobie nie można?-chamsko się podśmiewójąc odrzekłam
Justin : A pomyślałaś co mogłoby Ci się stać? Ta okolica nie jest zbyt dla Ciebie bezpieczna. To nie są już przelewki. To jest życie...-lekko się uspokoił lecz nadal krzyczał
Ja : Duża jestem
Justin : Dziewczyno !! Ty chyba naprawdę nic nie rozumiesz. Najpierw mi się żalisz,że ten cały Mike Cię chcę skrzywdzić,a teraz wychodzisz sobie z przekonaniem,że nic Ci się nie stanie..bo jesteś duża.
Po tych słowach jednak coś do mnie dotarło i ,że Justin ma racje. Pozostałam w milczeniu lecz po pewnym czasie zrozumiałam też,że przecież on mi tu matkuje. Trochę dziwne co nie ? Musiałam to powiedzieć :
Ja : Daj spokój. Miałam przy sobie broń,strzelać umiem,bronić się umiem. Nie jestem jakąś łajzą.-wydusiłam to z siebie


Justin : Nagle taka odważna. Co było niedawno ''Justin proszę..boje się'' bądź inne rzeczy.Wygadana się zrobiłaś. Co się z Tobą do cholery jasnej stało,co ?-był przejęty
Zamurowało mnie lecz chciało mi się zapalić,tak już mam gdy ktoś mnie ostro wkurzy,w tym przypadku był to Justin :
Ja : Idę,zaraz wrócę-już odchodziłam gdy Justin złapał mnie za rękę i powiedział
Justin : Gdzie ? znowu idziesz się gdzieś włóczyć..-uniósł się
Ja : Zluzuj..zapalić-mówiłam to lekkim głosem , patrząc w niebo i wyjmując papierosa z torebki.
Już nic nie powiedział. Widać było,że już jest mną zmęczony. -Może ja źle robię ? Może ja powinnam od niego odejść i wyjechać?-mówiłam to do siebie gdy wydychałam dym papierosowy ku górze.
Widziałam go jak wyglądał co jakiś czas zza okna. Nie wiem o co mu chodziło przecież ja tylko paliłam,nie chciałam teraz uciekać.  
Po 5 minutach weszłam do domu.  Gdy otwierałam drzwi,widziałam przez małą szparę ,że Justin przykłada pistolet do głowy jakiemuś typkowi :
Justin : Uciekaj ! Proszę...-wykrzyczał to
Nie chciałam stamtąd uciekać,chciałam mu pomóc :
Ja : Nie!
Wyciągnęłam pistolet. Zanim się ocknęłam kto jest w tym domu zza drzwi wyszło jeszcze czterech mężczyzn. Wystraszyłam sie bo myślałam,że nie damy sobie rady. Zaczęłam strzelać gdzie popadnie. Nieźle , trafiłam w trzech mężczyzn. Nagle,od tyłu ktoś mnie złapał. Zasłonił ręką oczy.
Justin zaczął się cholernie drzeć aby mnie puścili. Wyrywałam się z całych moich sił , niestety nic to nie dawało. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Nie wiedziałam co robić. Powieki zaczęły mi się zamykać lecz nie z przemęczenia. Zemdlałam. Ostatnie co usłyszałam to krzyk - ''Coś Ty zrobił'' i strzał pistoletu
  Obudziłam się blada i cała zmieszana w białym pomieszczeniu. Była to jedna z sal w szpitalu. Nade mną stał Justin ze łzami w oczach :
Ja : Gdzie ja jestem ? - spytałam. Byłam tak skołowana,że raz wiedziałam,że to szpital,a raz nie
Justin : Obudziłaś się..-łzy lały mu sie strumieniem. Jemu? Jak to możliwe. Może faktycznie dla niego byłam tą jedyną osobą?  
Ja : Tak ale powiedz mi jedno. Co się stało? Gdzie ja jestem?
Justin : W szpitali. Broniłaś się dzielnie.
Jego łza spadła mi na policzek. Lekko pochyliłam się w jego stronę i przytuliła swoimi , można tak to ująć,resztkami sił.
On zaś musnął mnie lekko , tak delikatnie,w usta. To było trochę dziwne bo z nim nie byłam lecz też nie stawiałam oporu,ponieważ potrzebowałam w tamtej chwili czułości oraz opieki.
Ja : Chcę stąd wyjść !-uniosłam głos
Justin : Wyjdziesz jutro rano. Będę tu z Tobą całą noc.
Tak miło mi się zrobiło. Ktoś się o mnie troszczy , ktoś o mnie dba. Gdy chciałam znów go przytulić zobaczyłam,że spod jego bluzy wystawał bandaż:
Ja : Co Ci się stało ?-zmartwiona spytałam
Justin : Broniłem Cię, Gdy zemdlałaś oni chcieli Cię gdzieś wywieźć. Nie pozwoliłem im. Co prawda dość mocno dostałem lecz dla Ciebie warto-mówił poważnie
Ja : Jak ja Ci dziękuje. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła-cichym głosem odpowiedziałam.

1 komentarz: