sobota, 25 maja 2013

CZĘŚĆ VI

CZĘŚĆ VI


  Obudziłam się dziwnym trafem o 4:32. Miałam trochę czasu aby się przygotować. Zeszłam na dół. Chciałam zapukać do niego i spytać się o pewną rzecz.
Pukałam i pukałam. Myślałam,że mnie ignoruje i z kopa otworzyłam drzwi. Nie obchodziło mnie to czy on się ubiera czy śpi czy cokolwiek innego robi.
Ku mojemu zdziwieniu nie było go. Szukałam go po całym domu lecz nigdzie go nie znalazłam. Zostawił mnie sama - drań!-powiedziałam do siebie.
Dochodziła godzina 5:30. Musiałam się zbierać. Dobrze,że zostawił klucze. Było zimno,więc ubrałam czarną bluzę,leginsy,buty z pumy oraz ochronne rękawiczki.
Do torby spakowałam wodę,jabłko,pistolet,klucze i telefon. Szłam tą samą drogą co wczoraj. Doszłam na godzinę 5:55. Zastanawiałam się-dlaczego go,jeszcze nie ma ?.
Po tych słowach poczułam dotyk w talii :
Justin : Przyszłaś..
Ja : Takk..ale może przejdźmy do tych ćwiczeń -mówiłam to,odsuwając jego ręce z mojej talii.
  Odsunął się ode mnie. Wyciągnęłam pistolet:
Justin : Dobrze,więc stań 20 metrów od tego drzewa i spróbuj trafić-pokazywał mi to przysuwając się do mnie. Podobało mi się to lecz nie chciałam tego jakoś specjalnie okazywać.
Strzeliłam w drzewo. Udało się. Justin gdzieś poszedł ale zanim to zrobił powiedział mi,jakie ćwiczenia mam wykonywać.
Strzelałam,ćwiczyła, Przyznam się,trochę myślałam o tym aby mnie nie znalazł (mój były).
Nagle,ktoś odwrócił mnie do siebie i powiedział :
Facet : Witam. Mike mi wszytko powiedział. Znalazłem Cię,więc...
Próbowałam się wyrywać.Krzyczałam. Nie pozwoliłam mu dokończyć zdania. Wzięłam pistolet z kieszeni i przyłożyłam mu do latki piersiowej :
Ja : 3,2,1-strzeliłam.
  Od razu gdy padł strzał Justin musiał przybiec. Ten koleś już nie żył:
Justin : Coś Ty do cholery jasnej zrobiła?-zdenerwowany powiedział.
Ja : To był koleś od Mike. Chciał mnie zabić-byłam dumna z tego co zrobiłam.
Justin zrobił tylko duże oczy i powiedział :
Justin : No,no. Dobrze. Koniec zajęć na dziś-mówił to dość przejętym głosem.
Ja : No okej. Chciałam sobie jeszcze postrzelać ale cóż-mówiłam,lekko pod śmiewójąc się.
Szliśmy bardzo długo do domu. Cały czas myślałam o tym,że ja zabiłam kogoś. Byłam dumna. W końcu doszliśmy.Weszłam do domu. Od razu rzuciłam się na łóżko.
Leżałam tak i patrzyłam w sufit. Głośno oddychałam. Zamknęłam oczy i rozmyślałam. Gdy je otworzyłam dopiero wtedy skumałam,że Justin leży obok mnie i wpatruje.
Wpatrując się w sufit powiedziałam :
Ja : Oceniałeś mnie,że jestem słaba,a tu prosze. bez pomocy Pana Biebera,zastrzeliłam człowieka-mówiąc te słowa kierowałam głowę w jego stronę.
Justin : Sam na początku gdy usłyszałem strzał trochę się wystraszyłem-mówił cholernie poważnie.
Ja : Hhaha,Ty,bać się?Hahah-wybuchłam śmiechem.
Justin : Z czego się śmiejesz? Bałem się o Ciebie...
Zamurowało mnie.
Zrobiłam się cała blada. Naprawdę wtedy poczułam,że kogoś obchodzę,że ktoś się mną ogółem interesuje. Otrząsnęłam się i zrozumiałam,że on chyba żartuje bądź po prostu podlizuje się aby mnie zaliczyć.
-Gnojek...po prostu,pieprzony gnojek!-krzyknęłam.
Wstałam. Zaczęłam się denerwować :
Justin : Co ty powiedziałaś ?-wstał,zaczął krzyczeć.
Ja : To co usłyszałeś. Pieprzony gnojek.!!
Justin popchnął mnie pod ścianę. Miałam łzy w oczach lecz chciałam być silna :
Ja : Puść mnie..-wyszeptałam
Justin : Nie!-uniósł głos.
Ja : Puść mnie do cholery jasnej!-wykrzyczałam. Byłam bardzo zdenerwowana. Odchyliłam głowę w bok. Poleciała mi dosłownie jedna łza.
Justin mnie puścił :
Justin : Przepraszam Cię--wyszeptał
Ja : Idź z tymi przeprosinami-wykrzyczałam.
Wzięłam torbę i wyszłam. Na schodach poczułam chwyt w biodrach :
Justin : Proszę,uspokój się. Przepraszam-miał iskry. Trochę łez napłynęło mu do oczu.
Ja : Puść mnie!-wyrwałam się
Wybiegłam przed dom. Justin wybiegł za mną :
Justin : Zaczekaj !
Ja : Zostaw mnie w spokoju. Musisz za mną łazić?-wykrzyczałam mu to prosto w twarz bez żadnych wyrzutów.
Justin : Tak-powiedział po czym przyciągnął mnie nagle do siebie , pocałował.To było niesamowite,lecz nie pozwoliłam sobie na taki krok.
Odsunęłam go,wręcz odepchnęłam. Uciekłam.Nie płakałam. Byłam tylko zła. To uczucie było nie do opisania. Po prostu magia. Doszłam na jakąś polane. Usiadłam na wzgórzu. Był piękny zachód słońca. Musiałam wszytko przemyśleć. Byłam skołowana.

2 komentarze: