poniedziałek, 13 maja 2013

CZĘŚĆ IV


CZĘŚĆ IV

  Obudziłam się w sobotni i słoneczny poranek.
Gdy wstawałam była 10:34. Myślałam cały czas o tym zabójstwie. Nic nie chciało przejść mi przez gardło,żadne słowo.
Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniadanie. Po zjedzonym śniadaniu wszytko posprzątałam.Była sobota,więc ubrałam się i zeszłam do salonu oglądać TV.
Mama miała dziś pod wieczór przyjechać. Nic ciekawego nie leciało. Wzięłam więc laptopa i przeglądałam internet. Po pewnym upływie czasu ktoś zadzwonił do drzwi. Miałam już czarne myśli,że to może ktoś od tego faceta. Poszłam bardzo szybkim krokiem do kuchni. Chciałam wziąć z szuflady nóż. Okazało się,że zamiast noża był pistolet.
Myślałam,że dzwonienie i pukanie ustąpi lecz ktoś cały czas się dobijał.Trzymając pistolet w ręce miałam zamiar otworzyć drzwi. Otwierając je , trochę się wahałam. W pewnej sekundzie otworzyłam je z rozmachem. Pistolet trzymałam przy klatce piersiowej.
Ku mojemu zdziwieniu był to Justin. Odetchnęłam z ulga lecz nadal trzymałam pistolet :
Justin: Czeeść...ten pistolet naprawdę Ci potrzebny-zapytał.
Ja : Tak..potrzebny-odpowiedziałam ponuro.-Muszę się czymś przecież bronić,prawda?
Justin : Odważna dziewczynka - mówił,zdejmując czarne okulary.
Ja : Widzisz..nie znasz mnie-powiedziałam.
Justin : Ty mnie też nie-wpatrywał się tak cholernie w moje oczy,że aż miałam chęć go pocałować.  
Powstrzymałam się. Nie pocałowałam go ale myśli i jego oczy mówiły co innego niż mój umysł.
 Justin dziwnie się do mnie przysuwał i patrzył w oczy. Nagle złapał mnie jedną ręką za biodra,przysunął i pocałował.
Odepchnęłam go. W sumie nawet mi się podobało lecz z drugiej strony kolesia w ogóle nie znam.
Ja : Justin,prosze ! Nie znam Cię..-wymamrotałam zawiedziona.
Justin : Przepraszam..wiem..nie powinienem ale twoje usta,oczy..twoja sylwetka mówią same za siebie..Przepraszam.  
Po tych słowach zrobiło mi się ''słodko''. Zarumieniłam się.
Ja : Aha..no..więc...po co w ogóle przyszedłeś ?-zapytałam zawstydzona.
Justin : Chciałem Ci to powiedzieć od 2 dni...cały czas nam coś przerywało..no więc-nagle jego ''mowę'' przerwał mój telefon.
Był to jakiś numer. Nie znałam go ale odebrałam :
Ja :  Halo ?-speszona powiedziałam.
N.N : Witam pannę Jones! Mamy sobie coś do wytłumaczenia,prawda?-mówił to niski głos mężczyzny.
Ja : O co chodzi? Kto mówi?-mówiłam trząść się jak galareta.
N.N : Nie udawaj Debby. Masz innego? Zapomniałaś sobie o mnie. Nie myśl,że Ci wybaczę zdradliwa suko. Znajdę Cię i zabije.!!-rozłączył się.
Justin : Kto to był?-spytał..widząc,że łzy napływały mi do oczu.
Ja : Em..jakieś reklamy-skłamałam...lecz było to widać w oczach.
Justin : Nie prawda..nie kłam..gdyby to były ''jakieś'' reklamy..nie płakałabyś ani się nie trzęsła-powiedział to tak cholernie poważnie,że miałam chęć powiedzieć mu. Nie mogłam.
Ja : Nie kłamię...
Justin : DEBBY ! - wykrzyczał...
Pistolet wypadł mi z rąk. Usiadłam mega zapłakana. Siedziałam za drzwiami.
Ja : Nie mogę Ci powiedzieć...będzie jeszcze gorzej..on chcę mnie zabić...-mówiłam to tak,że myśalłam,że mnie nie zrozumie.
Justin : Co? Kto chcę Cię zabić...nie pozwolę..-był mega zdenerwowany...zachowywał się jakby był moim chłopakiem.
Ja : Justin...ty mi nie pomożesz...nie znamy się...zachowujesz się jakbyśmy się znali od zawsze. Dziękuje za pomoc ale nie mogę jej przyjąć-wymamrotałam to pod nosem.
Wstałam z podłogi. Justin popchnął mnie pod ścianę,patrzył w oczy oraz jednocześnie przytulał :
Justin : Ale ja nie chcę aby coś Ci się stało,rozumiesz!?-trzymając mnie za biodra mówił to.
Wyrwałam się z uścisku.
Ja : Ty chyba nic nie rozumiesz....jeśli chcesz mi pomóc sam możesz zginąć..a po co..masz tyle zycia przed sobą...a mnie i tak już szuka..chce mnie zabić..-mówiłam zdenerwowana.
Justin : Prosze daj sobie pomóc...    

Ja : NIE!! ROZUMIESZ?
Justin : Nie wytrzymam tego dłużej..pakuj się !?
Ja : Co ty mówisz ?
Justin : Pakuj się do cholery jasnej.
Widząc jego zdenerwowanie w oczach zaczęłam się pakować. Spakowałam parę koszulek,spodni bielizny itp. W tym mój pistolet.
Zostawiłam mamie kartkę.
''MAMO NIE MARTW SIĘ O MNIE....WRÓCĘ ...ALE NIE WIEM DOKŁADNIE KIEDY. NIE DZWOŃ PO POLICJĘ. NIC SIĘ NIE DZIEJE. POSTARAM SIĘ WRÓCIĆ JAK NAJSZYBCIEJ. ALE NIE OBIECUJĘ...DEBBY''
Justin : Już ?-spytał..
Ja : Tak....
Justin : Zamknij porządnie dom..zgaś światła..zamknij bramę. Wsiądź do samochodu..pojedziemy do mnie po rzeczy. W swoim czasie dowiesz sie wszystkiego.
Ja : Dobrze..-bałam się tak cholernie. Bałam się puścić łzy. Ale byłam z nim to chyba było w tamtym momencie najważniejsze.
Posłuchałam go. Wsiedliśmy do auta.... pojechaliśmy do niego.

1 komentarz: