sobota, 25 maja 2013

CZĘŚĆ VI

CZĘŚĆ VI


  Obudziłam się dziwnym trafem o 4:32. Miałam trochę czasu aby się przygotować. Zeszłam na dół. Chciałam zapukać do niego i spytać się o pewną rzecz.
Pukałam i pukałam. Myślałam,że mnie ignoruje i z kopa otworzyłam drzwi. Nie obchodziło mnie to czy on się ubiera czy śpi czy cokolwiek innego robi.
Ku mojemu zdziwieniu nie było go. Szukałam go po całym domu lecz nigdzie go nie znalazłam. Zostawił mnie sama - drań!-powiedziałam do siebie.
Dochodziła godzina 5:30. Musiałam się zbierać. Dobrze,że zostawił klucze. Było zimno,więc ubrałam czarną bluzę,leginsy,buty z pumy oraz ochronne rękawiczki.
Do torby spakowałam wodę,jabłko,pistolet,klucze i telefon. Szłam tą samą drogą co wczoraj. Doszłam na godzinę 5:55. Zastanawiałam się-dlaczego go,jeszcze nie ma ?.
Po tych słowach poczułam dotyk w talii :
Justin : Przyszłaś..
Ja : Takk..ale może przejdźmy do tych ćwiczeń -mówiłam to,odsuwając jego ręce z mojej talii.
  Odsunął się ode mnie. Wyciągnęłam pistolet:
Justin : Dobrze,więc stań 20 metrów od tego drzewa i spróbuj trafić-pokazywał mi to przysuwając się do mnie. Podobało mi się to lecz nie chciałam tego jakoś specjalnie okazywać.
Strzeliłam w drzewo. Udało się. Justin gdzieś poszedł ale zanim to zrobił powiedział mi,jakie ćwiczenia mam wykonywać.
Strzelałam,ćwiczyła, Przyznam się,trochę myślałam o tym aby mnie nie znalazł (mój były).
Nagle,ktoś odwrócił mnie do siebie i powiedział :
Facet : Witam. Mike mi wszytko powiedział. Znalazłem Cię,więc...
Próbowałam się wyrywać.Krzyczałam. Nie pozwoliłam mu dokończyć zdania. Wzięłam pistolet z kieszeni i przyłożyłam mu do latki piersiowej :
Ja : 3,2,1-strzeliłam.
  Od razu gdy padł strzał Justin musiał przybiec. Ten koleś już nie żył:
Justin : Coś Ty do cholery jasnej zrobiła?-zdenerwowany powiedział.
Ja : To był koleś od Mike. Chciał mnie zabić-byłam dumna z tego co zrobiłam.
Justin zrobił tylko duże oczy i powiedział :
Justin : No,no. Dobrze. Koniec zajęć na dziś-mówił to dość przejętym głosem.
Ja : No okej. Chciałam sobie jeszcze postrzelać ale cóż-mówiłam,lekko pod śmiewójąc się.
Szliśmy bardzo długo do domu. Cały czas myślałam o tym,że ja zabiłam kogoś. Byłam dumna. W końcu doszliśmy.Weszłam do domu. Od razu rzuciłam się na łóżko.
Leżałam tak i patrzyłam w sufit. Głośno oddychałam. Zamknęłam oczy i rozmyślałam. Gdy je otworzyłam dopiero wtedy skumałam,że Justin leży obok mnie i wpatruje.
Wpatrując się w sufit powiedziałam :
Ja : Oceniałeś mnie,że jestem słaba,a tu prosze. bez pomocy Pana Biebera,zastrzeliłam człowieka-mówiąc te słowa kierowałam głowę w jego stronę.
Justin : Sam na początku gdy usłyszałem strzał trochę się wystraszyłem-mówił cholernie poważnie.
Ja : Hhaha,Ty,bać się?Hahah-wybuchłam śmiechem.
Justin : Z czego się śmiejesz? Bałem się o Ciebie...
Zamurowało mnie.
Zrobiłam się cała blada. Naprawdę wtedy poczułam,że kogoś obchodzę,że ktoś się mną ogółem interesuje. Otrząsnęłam się i zrozumiałam,że on chyba żartuje bądź po prostu podlizuje się aby mnie zaliczyć.
-Gnojek...po prostu,pieprzony gnojek!-krzyknęłam.
Wstałam. Zaczęłam się denerwować :
Justin : Co ty powiedziałaś ?-wstał,zaczął krzyczeć.
Ja : To co usłyszałeś. Pieprzony gnojek.!!
Justin popchnął mnie pod ścianę. Miałam łzy w oczach lecz chciałam być silna :
Ja : Puść mnie..-wyszeptałam
Justin : Nie!-uniósł głos.
Ja : Puść mnie do cholery jasnej!-wykrzyczałam. Byłam bardzo zdenerwowana. Odchyliłam głowę w bok. Poleciała mi dosłownie jedna łza.
Justin mnie puścił :
Justin : Przepraszam Cię--wyszeptał
Ja : Idź z tymi przeprosinami-wykrzyczałam.
Wzięłam torbę i wyszłam. Na schodach poczułam chwyt w biodrach :
Justin : Proszę,uspokój się. Przepraszam-miał iskry. Trochę łez napłynęło mu do oczu.
Ja : Puść mnie!-wyrwałam się
Wybiegłam przed dom. Justin wybiegł za mną :
Justin : Zaczekaj !
Ja : Zostaw mnie w spokoju. Musisz za mną łazić?-wykrzyczałam mu to prosto w twarz bez żadnych wyrzutów.
Justin : Tak-powiedział po czym przyciągnął mnie nagle do siebie , pocałował.To było niesamowite,lecz nie pozwoliłam sobie na taki krok.
Odsunęłam go,wręcz odepchnęłam. Uciekłam.Nie płakałam. Byłam tylko zła. To uczucie było nie do opisania. Po prostu magia. Doszłam na jakąś polane. Usiadłam na wzgórzu. Był piękny zachód słońca. Musiałam wszytko przemyśleć. Byłam skołowana.

czwartek, 23 maja 2013

CZĘŚĆ V

CZĘŚĆ V 


 Przyjechaliśmy pod jego dom. Weszłam razem z nim do środka:
Justin : Poczekaj chwile,spakuje pare rzeczy i jedziemy dalej.-powiedział
Ja : Dobrze..ale gdzie my tak właściwie jedziemy?-spytałam. Byłam bardzo ciekawa.
Justin : Dowiesz się-powiedział pakując rzeczy.
Po 15 minutach stania i patrzenia w sufit,powiedziałam :
Ja : Nareszcie Panie Bieber,dłużej się nie dało?-spytałam uśmiechając się.
Justin spojrzał na mnie i popchnął mnie pod ścianę. Powiedział :
Justin :Tak,tak..dało się..-wpatrując się w moje oczy,powiedział.
Czułam,że chciał mnie pocałować,jednak nie byłam łatwym łupem.Wyrwałam mu się. Poszliśmy do auta.
Ja : Gdzie my do cholery jasnej jedziemy !?-wykrzyczałam.
Justin :Jedziemy do Californii do mego domu na plaży. Będziesz tam bezpieczna. Mam nadzieję,że wzięłaś pistolet?-mówił to spokojnym głosem.
Ja : Wzięłam. Ale boje się,że on mnie znajdzie. Nie znasz go. On potrafi wszytko..dosłownie ,tylko po to aby się zemścić.-łzy napływały mi do oczu. Mówiłam to wpatrując się w szybę.
Nie odpowiedział. Po pewnym czasie stanęliśmy na stacji benzynowej. Justin poszedł zatankować,a ja ukratkiem wyciągnęłam papierosa i zapaliłam.
Justin : Mówiłem Ci już coś na ten temat?-dość poważnie to powiedział lecz ja nie robiłam sobie z tgo nic.
Ja : A weź.-był to mój komentarz do tamtejszej sytuacji.Wyrzuciłam papierosa. pomyślałam wtedy-a co jak on mnie znajdzie i zabije?. Poleciało mi parę łez. Chciałam to ukryć.
Justin odwrócił mnie i oparł o auto :  
Justin : Nie bój się. Proszę. On Cię nie znajdzie. Nie płacz-powiedział to troskliwym głosem jednocześnie wycierając mi łzy.
Poczułam motylki w brzuchu. Nie wytrzymałam.to było silniejsze ode mnie. Przytuliłam go.
Ja : Z tobą się nie boje-wtedy zorientowałam się,że jestem w jego objęciach. Ocknęłam się i puściłam go. To była chwila słabości.
Ja : Przepraszam..nie powinnam....idę do auta.-zawstydzonym głosem wymamrotałam.
Justin odprowadził mnie wzrokiem i tak samo jak ja wsiadł do auta.
Jechaliśmy bardzo długo. Jadąc spałam bądź rozmawiałam z nim. W końcu dojechaliśmy. Dom wyglądał..no nie mam słów by go opisać :
Ja : Piękny dom,naprawdę-byłam zszokowana tylko tyle umiałam wydusić z siebie.
Justin : Wchodź,rozgość się. Tu na 100% będziesz bezpieczna. Zapewniam Ci to.-powiedział biorąc torby z auta.
Tak cholernie chciałam go pocałować lecz jak zwykle powstrzymałam się. Wpatrywałam się w jego piękne,brązowe oczy. Miał w nich iskry podobnie jak ja.
Weszłam do środka. Od razu wskoczyłam pod prysznic.
Po 20 minutach wyszłam do pokoju , owinięta ręcznikiem. Justin był gdzieś na dole,więc szybko się ubrałam. Akurat gdy skończyłam się ubierać wszedł on :
Justin : Oj..przepraszam!-lekko zawstydzonym głosem powiedział.
Ja : Nic nie szkodzi i tak skończyłam się przebierać-powiedziałam.
Wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Widać po mnie było,że chcę zapalić. Justin przy schodach złapał mnie za nadgarstek i powiedział :
Justin : Gdzie się wybierasz?-poważnym tonem zapytał.
Ja : Em..przewietrzyć się.-skłamałam.
Justin : Powiedz prawdę!-wysokim już tonem ,powiedział.
Wkurzyłam się. Jest to przecież moje życie. Jakiś chłopak nie będzie się w to wtrącał :
Ja : Kurwa,idę tal? Przejść się....-wahałam się ale wreszcie powiedziałam-tak kurwa,zapalić!-wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Nie maiłam wyrzutów sumienia. ŻADNYCH.
Wyrwałam się z jego chwytu i wybiegłam z domu. Kompletnie nie znałam tej okolicy,a co dopiero Californii. Poszłam w lewą stronę.Doszłam do jakiegoś lasku,za nim było jezioro.
Podeszłam do brzegu i wreszcie,zapaliłam. Było mi tak dobrze. Odetchnęłam. Wydychając dym ku górze rozmyślałam.Wzięłam telefon i przeglądałam.
Była godzina z 19:59. Nie znałam drogi powrotnej. Nie chciałam dzwonić do  Justina. Robiłby mi znów wykłady,że palę,a sama go przyłapałam na paleniu.
Było trochę chłodno. Wyjęłam z torby bluze i założyłam ją na siebie. Siedziałam dalej na brzegu.Wyciągnęłam drugą fajkę i znów zapaliłam.
Wykłady matki mi się przypominały-zachorujesz przez te papierosy!-Umrzesz-Skończysz marnie!
Siedziałam,aż tam do 22:00. Tam było tak pięknie,ustronnie i przede wszystkim cicho.
Poczułam dotyk na ramieniu. Nawet się nie odwracałam bo wiedziałam,że to on. Tylko się do siebie uśmiechnęłam. Chciałam go wystraszyć. Wyjęłam ukratkiem pistolet z kieszeni tak aby nie zauważył.
Nagłym ruchem wstałam,popchnęłam go pod drzewo i przyłożyłam pistolet do głowy :
Ja : Już wiesz jak to jest,Panie Bieber.
Justin kompletnie nic nie powiedział tylko łobuzersko się uśmiechnął. Odwrócił mnie,popchnął pod drzewo i zrobił to co ja,przyłożył mi pistolet do głowy.
Nie bałam sie. Ewidentnie chciał zrobić to samo co ja. Wystraszyć mnie.
Ja : Myślisz,że się boję? To się mylisz-mówiłam uśmiechając się.
Odsunął pistolet i powiedział :
Justin : Chodź,już późno.
Ja : Co ty dzisiaj taki markotny?-spytałam.
Nie dostałam odpowiedzi. Szliśmy dobre 25 minut. Cała droga bez słowa. On szedł z przodu , ja niedaleko za nim.
Gdy doszliśmy do domu,dopiero się odezwał :
Justin : Jutro,6:00,w tym samym miejscu. Weź pistolet i ciepło się ubierz-wymamrotał to pod nosem otwierając bramę.
Ja : No dobra.-byłam już zmęczona więc tylko tak odpowiedziałam.
Mniej więcej wiedziałam jak tam dojść.
Przebrałam się i szybko wskoczyłam do łóżka.
Ja spałam w sypialni na  piętrze za to on na parterze.
Rozmyślałam co będziemy jutro tam takiego robić.
W końcu,zasnęłam.
                       

poniedziałek, 13 maja 2013

CZĘŚĆ IV


CZĘŚĆ IV

  Obudziłam się w sobotni i słoneczny poranek.
Gdy wstawałam była 10:34. Myślałam cały czas o tym zabójstwie. Nic nie chciało przejść mi przez gardło,żadne słowo.
Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniadanie. Po zjedzonym śniadaniu wszytko posprzątałam.Była sobota,więc ubrałam się i zeszłam do salonu oglądać TV.
Mama miała dziś pod wieczór przyjechać. Nic ciekawego nie leciało. Wzięłam więc laptopa i przeglądałam internet. Po pewnym upływie czasu ktoś zadzwonił do drzwi. Miałam już czarne myśli,że to może ktoś od tego faceta. Poszłam bardzo szybkim krokiem do kuchni. Chciałam wziąć z szuflady nóż. Okazało się,że zamiast noża był pistolet.
Myślałam,że dzwonienie i pukanie ustąpi lecz ktoś cały czas się dobijał.Trzymając pistolet w ręce miałam zamiar otworzyć drzwi. Otwierając je , trochę się wahałam. W pewnej sekundzie otworzyłam je z rozmachem. Pistolet trzymałam przy klatce piersiowej.
Ku mojemu zdziwieniu był to Justin. Odetchnęłam z ulga lecz nadal trzymałam pistolet :
Justin: Czeeść...ten pistolet naprawdę Ci potrzebny-zapytał.
Ja : Tak..potrzebny-odpowiedziałam ponuro.-Muszę się czymś przecież bronić,prawda?
Justin : Odważna dziewczynka - mówił,zdejmując czarne okulary.
Ja : Widzisz..nie znasz mnie-powiedziałam.
Justin : Ty mnie też nie-wpatrywał się tak cholernie w moje oczy,że aż miałam chęć go pocałować.  
Powstrzymałam się. Nie pocałowałam go ale myśli i jego oczy mówiły co innego niż mój umysł.
 Justin dziwnie się do mnie przysuwał i patrzył w oczy. Nagle złapał mnie jedną ręką za biodra,przysunął i pocałował.
Odepchnęłam go. W sumie nawet mi się podobało lecz z drugiej strony kolesia w ogóle nie znam.
Ja : Justin,prosze ! Nie znam Cię..-wymamrotałam zawiedziona.
Justin : Przepraszam..wiem..nie powinienem ale twoje usta,oczy..twoja sylwetka mówią same za siebie..Przepraszam.  
Po tych słowach zrobiło mi się ''słodko''. Zarumieniłam się.
Ja : Aha..no..więc...po co w ogóle przyszedłeś ?-zapytałam zawstydzona.
Justin : Chciałem Ci to powiedzieć od 2 dni...cały czas nam coś przerywało..no więc-nagle jego ''mowę'' przerwał mój telefon.
Był to jakiś numer. Nie znałam go ale odebrałam :
Ja :  Halo ?-speszona powiedziałam.
N.N : Witam pannę Jones! Mamy sobie coś do wytłumaczenia,prawda?-mówił to niski głos mężczyzny.
Ja : O co chodzi? Kto mówi?-mówiłam trząść się jak galareta.
N.N : Nie udawaj Debby. Masz innego? Zapomniałaś sobie o mnie. Nie myśl,że Ci wybaczę zdradliwa suko. Znajdę Cię i zabije.!!-rozłączył się.
Justin : Kto to był?-spytał..widząc,że łzy napływały mi do oczu.
Ja : Em..jakieś reklamy-skłamałam...lecz było to widać w oczach.
Justin : Nie prawda..nie kłam..gdyby to były ''jakieś'' reklamy..nie płakałabyś ani się nie trzęsła-powiedział to tak cholernie poważnie,że miałam chęć powiedzieć mu. Nie mogłam.
Ja : Nie kłamię...
Justin : DEBBY ! - wykrzyczał...
Pistolet wypadł mi z rąk. Usiadłam mega zapłakana. Siedziałam za drzwiami.
Ja : Nie mogę Ci powiedzieć...będzie jeszcze gorzej..on chcę mnie zabić...-mówiłam to tak,że myśalłam,że mnie nie zrozumie.
Justin : Co? Kto chcę Cię zabić...nie pozwolę..-był mega zdenerwowany...zachowywał się jakby był moim chłopakiem.
Ja : Justin...ty mi nie pomożesz...nie znamy się...zachowujesz się jakbyśmy się znali od zawsze. Dziękuje za pomoc ale nie mogę jej przyjąć-wymamrotałam to pod nosem.
Wstałam z podłogi. Justin popchnął mnie pod ścianę,patrzył w oczy oraz jednocześnie przytulał :
Justin : Ale ja nie chcę aby coś Ci się stało,rozumiesz!?-trzymając mnie za biodra mówił to.
Wyrwałam się z uścisku.
Ja : Ty chyba nic nie rozumiesz....jeśli chcesz mi pomóc sam możesz zginąć..a po co..masz tyle zycia przed sobą...a mnie i tak już szuka..chce mnie zabić..-mówiłam zdenerwowana.
Justin : Prosze daj sobie pomóc...    

Ja : NIE!! ROZUMIESZ?
Justin : Nie wytrzymam tego dłużej..pakuj się !?
Ja : Co ty mówisz ?
Justin : Pakuj się do cholery jasnej.
Widząc jego zdenerwowanie w oczach zaczęłam się pakować. Spakowałam parę koszulek,spodni bielizny itp. W tym mój pistolet.
Zostawiłam mamie kartkę.
''MAMO NIE MARTW SIĘ O MNIE....WRÓCĘ ...ALE NIE WIEM DOKŁADNIE KIEDY. NIE DZWOŃ PO POLICJĘ. NIC SIĘ NIE DZIEJE. POSTARAM SIĘ WRÓCIĆ JAK NAJSZYBCIEJ. ALE NIE OBIECUJĘ...DEBBY''
Justin : Już ?-spytał..
Ja : Tak....
Justin : Zamknij porządnie dom..zgaś światła..zamknij bramę. Wsiądź do samochodu..pojedziemy do mnie po rzeczy. W swoim czasie dowiesz sie wszystkiego.
Ja : Dobrze..-bałam się tak cholernie. Bałam się puścić łzy. Ale byłam z nim to chyba było w tamtym momencie najważniejsze.
Posłuchałam go. Wsiedliśmy do auta.... pojechaliśmy do niego.

sobota, 11 maja 2013

CZĘŚĆ III


CZĘŚĆ III  


  Gdy usłyszałam ten szelest,stanęłam na ulicy. Zaczęłam się obracać w różne strony. W tamtej chwili naprawdę poczułam strach. Zaczęłam biec w stronę domu.
Biegnąc , wyciągałam klucze z kieszeni. Dobiegłam. Otwierając bramę wypadły mi klucze. Ręce trzęsły mi się masakrycznie. Myślałam sobie-już po mnie,to koniec.
Podnosząc klucze z posadzki poczułam dotyk na ramieniu. Był to delikatny dotyk. Panicznie się wystraszyłam,myśląc ,że to jakiś zboczeniec.Popłakałam się. Niechętnie lecz z przekonaniem,że coś może mi się stać,obróciłam się.
Odetchnęłam z ulgą widząc,że to Justin. Widział mój strach oraz łzy. Czuł wszytko co dzieje się w moim wnętrzu. Był to chaos.
Ja : Co ty tutaj do cholery robisz? -z płaczem powiedziałam.
Widząc jego minę,powoli uspokajałam się.
Justin : Chciałem Ci coś wytłumaczyć-powiedział.
Ja : Co ? Chciałeś mi tym udowodnić,że mam się Ciebie bać ? Otóż nic mi nie udowodniłeś. Bałam się o swoje życie myśląc,że to jakiś zabójca..ale nieeeee...to oczywiście musiał być Pan Justin !!-mówiłam z łzami i wielką złością w oczach.
Justin wziął mnie za biodra..przysunął do bramy. Bałam się,że coś mi zrobi.Odchyliłam więc głowę w bok.. Cholernie byłam ''wciśnięta w bramę''
Justin : Słuchaj! chciałem Ci coś wytłumaczyć...abyś-puścił mnie..oddaliłam się do niego i powiedziałam :
Ja : Nie tłumacz się...co chcesz mi powiedzieć?hmm.....może,że jestem jakimś zagrożeniem..? O...albo,że chcesz mnie zabić.?
Wiesz co idź stąd...nie mam ochoty z tobą rozmawiać,a co dopiero Ciebie słuchać.
Zamknęłam bramę ..dochodziłam do drzwi :
Justin : Ale Debby...to ważne-mówił to tak ''cholernie'' poważnie..lecz i tak nie chciałam go słuchać.
Ja : Idź stąd..rozumiesz to...-nie wytrzymałam..kilka łez poleciało mi po policzku...z hukiem zamknęłam drzwi.
W furii wparowałam do pokoju. Rzuciłam wszystko na łóżko. Poszłam szybko pod prysznic.-Dobrze,że jutro sobota!-powiedziałam sama do siebie.
Gdy wyszłam spod prysznica,zaczęłam czuć,że ktoś próbuje otworzyć główne drzwi. Myślałam,że to może mama. Spojrzałam przez okno. Drzwi próbował otworzyć starszy mężczyzna.
Nie udało mu się. Myślałam,że odejdzie lecz wyważył je. Szybkim ruchem zamknęłam na klucz swe drzwi od pokoju. Nie wiedziałam co zrobić.
Usiadłam w kącie. Bałam się tylko o swoje życie. Nie miał mi kto pomóc. Wybrałam numer Justina i zadzwoniłam :
Ja : Halo? Justin....Prosze Cię...pomóż mi. Ktoś jest w moim domu. Pomóż mi..-mówiłam szeptem.
Justin : Nie ruszaj się z miejsca. Zostań tam gdzie jesteś. Zaraz będę.
Rozłączył się.
Miałam pustkę w głowie. Myślałam,że Justin nie zdąży i zobaczy mnie całą we krwi. Po około 15 minutach ,usłyszałam strzał pistoletu. Zaczęłam krzyczeć z przerażenia.
Otworzyłam drzwi z przekonaniem,że mogę umrzeć. Stał tam Justin z pistoletem,a przed nim leżał ten mężczyzna w kałuży krwi. Nie żył.Rzuciłam się na Justina. Mocno go przytuliłam. Zapędziłam się trochę ale byłam tak szczęśliwa,że słowami nie da się tego opisać.
Ja : Justin...ja nie wiem jak ci dziękować. Gdyby nie Ty to ja bym tu leżała zamiast tego faceta-wymamrotałam.
Justin : Nie ma za co.....zawsze Cię uratuje-popatrzał mi głęboko w oczy.
Trochę się zapędziłam. Nie znałam go lecz znów go przytuliłam. Po chwili znów powiedziałam :
Ja : Ale zaraz,zaraz,! Co my zrobimy ze zwłokami?
Justin : Wytrzyj kałużę,ja wezmę ciało i wyrzucę do rzeki.-powiedział to.
Zapakował ciało w jakiś worek i poszedł do samochodu.Z okna widziałam jak odjeżdża. Byłam mu bardzo wdzięczna.Pomachałam mu z okna. On zrobił to samo lecz jeszcze mrugnął do mnie. Odjechał.
 Weszłam do pokoju. Oczywiście drzwi na dole oraz bramę zamknęłam bardzo porządnie. Po pewnym czasie położyłam się i rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Zegar wskazywał 2:00 w nocy.
Patrzałam się w sufit. Po długim czasie zasnęłam.




_________________________________________________________________________________

Koleżanki mi mówią,że od kogoś odgapiłam motyw włamania. Ale skąd miałabym to wziać ? Jeśli ktoś pisze książkę i jest w nim coś takiego to od razu z góry przepraszam. Części pisze na lekcjach..NIE W DOMU 1 była to wena ; ) DZIĘKUJE !!



piątek, 10 maja 2013

CZĘŚĆ II


CZĘŚĆ II 



 Po długiej trasie do domu,nareszcie do niego doszłam. Mamy o dziwo jeszcze nie było. Nagle dostałam sms'a od niej,że dopiero wróci jutro pod wieczór.
Rzuciłam telefonem i sama do siebie powiedziałam - Zajebiście !
Weszłam do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie i rozmyślałam nad słowami Justina ''Boisz się mnie ?''. Dziwne pytanie. Moje przemyślenia przerwał telefon od nieznajomego numeru. Nie chętnie odebrałam :
Ja : Tak ? -wybuczałam do telefonu
N.n : Godzina 20:30,park. Bądź,proszę..Rozłączył się. Po moim ciele przeszedł lekki dreszcz lecz i tak chciałam tam iść. Głos był mi znajomy. Dochodziła godzina 20:00. Nie zadali nam pracy domowej. Zjadłam kolację. Wiatr lekko powiewa.
Ubrałam więc sweter,czarne szorty z ćwiekami oraz turkusowe Conversy.
Byłam na miejscu punktualnie. Strach był widoczny w moich oczach..chciałam to jakoś ukryć. Ktoś mnie chwycił. Już nawet nie krzyczałam,wszytko w tamtej chwili było mi obojętne. Obróciłam się. Trochę domyślałam się,że mógłby być to Justin ale dręczyło mnie to -skąd on miałby mój numer?.
Dobrze myślałam,był to on :
Justin : Witam , witam Pannę Jones
Ja : Czego chcesz?-nawet nie powiedziałam -hej ! ...chciałam tylko wiedzieć co on ode mnie chcę..
Justin : Dowiedzieć się kim jesteś,jaka jesteś i ...dlaczego się tak boisz....widzę twój strach czuję twe bicie serca..-spytał bardzo poważnym tonem..
Wzięłam ze swojej torebki papierosa,zapaliłam. Wydychając dym ku górze odpowiadałam :
Ja : Debby..lat 16..tak palę...tak piję....hobby to komponowanie utworów....mam na wszystko tak jakby ująć ''wyjebane''..tyle Ci wystarczy !? - mówiłam to też poważnie.
Justin : Tak wystarczy...hah..niby taka skryta dziewczyna...,a pali..piję...hahah...nie spodziewałem się...ale na ostatnie pytanie mi nie odpowiedziałaś-mówił to wszytko okrążając koło wokół mnie.
Byłam wkurzona..znów wydychając dym papierosa w górę i patrząc mu głęboko w oczy , powiedziałam :
Ja : Nie boje się Ciebie..czego mam się bać..,że mnie zbijesz...skrzywdzisz..nie boje się!-powiedziałam z przekonaniem.
Justin nic nie odpowiedział tylko łobuzersko się uśmiechnął i dopiero wtedy odpowiedział :
Justin : No to do zobaczenia ...Panno Jones !
Odszedł. Zgasiłam papierosa i też skierowałam się do domu. W drodze znów przemyślałam o co mu chodzi.
Szłam środkiem ulicy,raz chodnikiem,raz krawężnikiem. Obojętne mi to było.
Doszłam do domu. Rzuciłam wszytko na łóżko. Odświeżyłam się. Po ok. 30 minutach położyłam się do łóżka i zdałam sobie sprawę,że......chyba się w nim zakochałam lecz i tak nie miałam u niego szans.
''Te oczy,uśmiech,sposób mówienia...sam on'' -powiedziałam sama do siebie i po pewnym czasie zasnęłam.

  Wstałam następnego dnia o 6:00,jak zwykle.
Zrobiłam to co zawsze rano. Zjadłam śniadanie,myłam się,uczesałam , umalowałam i ubrałam. Tym razem zrobiłam sobie koczka. Nałożyłam dżinsową katanę bez rękawków , pod to białą bluzkę z napisem LOVE oraz moje tęczowe szorty.Oczywiście nałożyłam też swoje Conversy,tym razem białe.
Wyszłam o 7:30. Około godziny 7:45 byłam już w szkole. Moją pierwszą lekcją była matematyka. Modliłam się aby przeżyć tą lekcję.
Do dzwonka zostało ok.10 minut. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i przeglądałam. Po upływie czasu zadzwonił dzwonek. Weszliśmy wszyscy do sali.
Znów siedziałam z Justinem.W ogóle nie mogłam się skupić. Wpatrywał się we mnie cały czas..od góry do dołu. To było miłe..poczułam się..,że kogoś obchodzę. Ja naprawdę się zakochałam.
Lekcja się dłużyła. Myślałam,że nigdy się nie skończy. Zadzwonił dzwonek. Wybiegłam ze szkoły. poszłam na jej tyły. Musiałam zapalić. Nikogo ze mną nie było. Gdy zgasiłam papierosa , poczułam dotyk na ramieniu. Nie miałam ochoty z nikim..podkreślam.... Z NIKIM.
Był to on. Nie obchodziło mnie to. Miałam zły dzień.Odeszłam stamtąd szybkim krokiem. Chciałam wszystko przemyśleć ale też nie chciałam poznać po sobie,że mam jakiś problem.Uciekłam z lekcji. Nie chciałam na nim być. Zza rogu wyszedł znów on :
Justin : Uciekasz ? - spytał.
Ja : Tak...mam swoje miejsce...muszę wszystko przemyśleć...-mówiłam cichym głosem patrząc w dół.
Justin : Mogę zabrać się z Tobą ?.
Chciałam odpowiedzieć-nie !  lecz zgodziłam się:
Ja : Taak...chodźmy-mówiłam nie chętnie.
Szłam z przodu. Po dość długiej drodze dotarliśmy na pewne wzgórze. Położyłam się na trawie. Rozmyślałam. Rozpraszał mnie lecz nie w negatywny sposób.
Musiałam znów zapalić. Nie pozwolił mi. Wyrwał mi z rąk i wyrzucił :
Justin : Nie pal. Bo widzę,że jak palisz masz problem..a ja nie lubię jak Ty się czym kolwiek zadręczasz-powiedział to patrząc w niebo.
Ja : Obchodzę Cię ?..Jakoś nikogo wcześniej to nie interesowało.-mówiłam wstając z trawy.
Justin : Nie jestem kimś , kto nic nie widzi,że ktoś ma problem....a tym bardziej taka ładna dziewczyna-mówił,znów patrząc w niebo.
Ja : Troszczysz się..czy bierzesz mnie na litość ? A może tak po prostu chcesz mnie zaliczyć ..tak jak inne ?-wybuchłam...musiałam to powiedzieć.
Justin : Co ty mówisz ? Dobrze..może chodziłem z wieloma dziewczynami lecz..Ty...nie jesteś jak one....nie chodzisz cały czas za mną i nie mówisz,że się tobą nie interesuje i -przerwałam mu.
Ja : Nie musisz się tłumaczyć..-powiedziałam stając tyłem do niego.
Justin : Ty jesteś wyjątkową dziewczyną...taka podobna do mnie..lecz nie jestem taki hak myślisz..-powiedział to dość poważnie.

  Odeszłam stamtąd.
Ja : Muszę iść..posiedzę w domu...czeeść-mówiłam to tak bezinteresownie.
Justin : Prosze Cię..zaczekaj.
Nie słuchałam go,tylko szybkim krokiem oddalałam się od niego. Miałam wyrzuty sumienia lecz po paru chwilach zastanowienia się doszłam do wniosku,że z jednej strony dobrze zrobiłam idąc stamtąd ale za to z drugiej miałam chęć do wysłuchania go.
Po ok.30 minutach wolnej drogi do domu,doszłam. Byłam sama jeszcze do jutra. Czułam się lekko samotna pod względem,że nie mam z kim porozmawiać. Z nowej szkoły znałam tylko Justina. Chciałam do niego napisać lecz coś odwróciło moją uwagę. Zauważyłam,że gdy byłam już w domu zegar wskazywał 19:00.
Zastanawiałam się -jak?. Ten czas tak szybko leci. Bez zastanowienia się zadzwoniłam do pizzeri. Po 35 minutach  dostawca dostarczył mój ''obiad''.
Cały czas zadręczałam się tym,co Justin miał mi do powiedzenia. Gdy już zjadłam to posprzątałam.
Byłam zmęczona lecz miała jeszcze chęć wyjść się przejść. Nie obchodziło mnie to,że zegar wskazywał dochodzącą 21:00.
Nie obchodziło mnie to,że coś może mi się stać. Chciałam tylko odetchnąć świeżym powietrzem i zapalić papierosa.
Otóż , zrobiłam to. Stanęłam przed domem i wydychając dym papierosowy ku górze,myślałam o nim. Bez zastanowienia się ruszyłam się spod domu. Zamknęłam dom oraz brame i poszłam się przejść.
O tej godzinie nie jeździły tą drogą żadne samochody,więc szłam centralnym środkiem ulicy. Myślałam,tylko o tym aby nic mi się nie stało. Przechodząc obok starej rudery usłyszałam szelest liści.

CZĘŚĆ I


CZĘŚĆ I :


   Pobudka rano. Godzina 6:00. Jak zwykle niechętnie wstaje do szkoły lecz dziś było jeszcze gorzej,ponieważ musiałam iść do nowej szkoły,tak do ''NOWEJ''.
No więc wstałam . Od razu poszłam pod prysznic. Następnie ubrałam się,umalowałam i zrobiłam sobie niedbałego warkocza na bok.
Zeszłam na śniadanie. Mamy już dawno nie było. Zrobiłam sobie dwie kanapki oraz kawę. Po śniadaniu musiałam się szybko zbierać iż miałam tylko 20 minut,niby dużo lecz same dojście zajmowało mi 15 minut.
Wyszłam z domu. Po 15 minutach drogi doszłam,eh,doszłam do nowej szkoły.
Niechętnie lecz małymi kroczkami zbliżałam się do głównych drzwi szkoły. Weszłam tam. Zadzwonił dzwonek. Z tego co mi było wiadome miałam być w klasie IIIb. Spytałam dyżurnej gdzie odbywają się lekcje tej klasy i tam poszłam.
Oczywiście jak zwykle musiałam się spóźnić. Zapukałam do drzwi. Dobiegł do mnie głos starszego mężczyzny mówiącego -Proszę !
Ja - Em..dzień dobry..Nazywam się Debby ...jestem ''TA'' nowa-wymamrotałam , ponieważ nie miałam nastroju.
Nauczyciel : Em..tak...Debby Jones...
Ja : Taak...-chciałam dodać ''STARY DZIADZIE'' ale powstrzymałam się.
Nauczyciel : Dobrze Debby,usiądź obok Pana Justina.
Ja : Dobrrra...ważne aby być jak najdalej od ciebie staruchu-mówiłam szeptem idąc do ławki.
Gdy usiadłam obok Justina poczułam delikatną woń jego perfum. Był to piękny zapach. Nie mogłam się otrząsnąć.
Chłopak ten był bardzo przystojny. Bardzo ?..MEGAA... Nie mogłam się skupić..wpatrywał się we mnie mocno,swoim tajemniczym lecz pięknym spojrzeniem. Widziałam,że chyba wpadłam mu w oko. Ta skromność,hahaha.
Lecz w pewnym momencie nie wytrzymałam,nauczyciel wyszedł na chwilę z sali , a ja musiałam coś powiedzieć :
Ja : Siema , siema Justin - powiedziałam lekko zachwianym głosem
Justin wpatrywał się we mnie..oblizał wargę i odpowiedział :
Justin : Cześć Debby
Chciałam mu coś jeszcze powiedzieć lecz niestety stary zgred musiał wejść i mi przerwać.
Ja : Kurwa..-powiedziałam sama do siebie.
Justin popatrzał się na mnie,lekko zaśmiał i znów oblizał wargę.
Na lekcji u tego starucha nie byłam skupiona. Ucieszyłam się gdy nareszcie zadzwonił dzwonek. Chciałam krzyknąć ''Wreszcie'' lecz opanowałam swe emocje i wyszłam z klasy.
Na przerwie siedziałam ze swoim I'phonem w ręku. Przeglądałam TT. Zadzwonił dzwonek. Następną lekcją był w-f. Nie skumałam,że miała być właśnie ta lekcja. Poprosiłam nauczyciela o jeszcze 5 minut na przebranie się. Zgodził sie.
Gdy wychodziłam z szatni wszyscy stali na zbiórce. Odezwał się on :
Justin : Nareszcie...Panno Jones !-mówił zabawnym lecz nadal tajemniczym tonem.
Ja : Spierdalaj-wymamrotałam cichym głosem.
W-f zaczął sie od porządnej rozgrzewki. Dla mnie to była mała rzecz bo przed tą szkołą chodziłam do szkoły sportowej. Po 20 minutach rozgrzewki mieliśmy zagrać w koszykówkę. Byłam dosyć niezła w ta grę.
Zostałam kapitanka oraz ...... Justin. Wybraliśmy składy. Dla innych to gra zaś dla mnie to wojna.
Rzucałam się na wszystkich. W pewnym momencie Justin chciał odebrać mi piłkę. Odepchnęłam go mocno. Upadł. Chłopaki zaczęli go wygwizdywać ,że dziewczyna go popchnęła,a on upadł.
Wstał. Obróciłam się,szczerze,wtedy miałam go gdzieś lecz on był zawzięty..zrobił to samo co ja mu. Trochę to zabolało. Nie dałam się. Odebrałam ta ''cholerną piłkę'' i rzuciłam do kosza.
Miałam bardzo czerwoną ręke. Nie obchodziło mnie to może trochę pobolewała lecz nie chciałam dać po sobie tego poznać. Justinowi chyba zrobiło się trochę głupio lecz cały czas miałam ''kamienną twarz''.
Odbywała się ostra rozgrywka.
Wygrała drużyna Justina. Z w-f wyszłam cała pobijana lecz było warto.
Reszta lekcji minęła szybko. Po skończonych lekcjach wyszłam ze szkoły. Podbiegł do mnie Justin i powiedział :
Justin : Podwieźć gdzieś Pannę Jones ? - mówił tajemniczym tonem.
Ja : Nie..nie trzeba-bardzo chciałam z nim jechać lecz znałam go tylko kilka godzin , a nawet tak na to patrząc to wcale.
Odeszłam dość dużym krokiem. Widziałam zawieść w jego oczach,
Szłam do domu. Czułam,że ktoś mnie śledzi, Nie odwracałam się. Zaczęłam biec,moje serce mocno biło. Poczułam chwyt za nadgarstek.
Wystraszyłam się,wydobyłam z siebie krzyk lecz gdy tylko poczułam tę woń perfum co w szkole rano to lekko się uspokoiłam.
Męski chwyt obrócił mnie :
Justin : Boisz się mnie ?-spytał
Ja : Nie...-mówiłam z głową pochyloną w dół
Justin : To dlaczego czuje twój strach i bicie serca?
Wyrwałam się..szlam nadal. Znów zrobił to sami i zapytał oto samo :
Justin : Proszę odpowiedz..Boisz się ?
Ja : Mówię Ci,że nie !-wykrzyczałam to.
Ja : A teraz możesz już mnie puścić.??
Justin : Nie...bo boisz się mniee.
Znowu się wyrwałam. Zaczęłam biec lecz na samym środku ulicy stanęłam,obróciłam się w jego stronę. Poleciała mi łza.
Szlam dalej. Czułam,że on jakoś chcę do mnie dotrzeć.