CZĘŚĆ V
Przyjechaliśmy pod jego dom. Weszłam razem z nim do środka:
Justin : Poczekaj chwile,spakuje pare rzeczy i jedziemy dalej.-powiedział
Ja : Dobrze..ale gdzie my tak właściwie jedziemy?-spytałam. Byłam bardzo ciekawa.
Justin : Dowiesz się-powiedział pakując rzeczy.
Po 15 minutach stania i patrzenia w sufit,powiedziałam :
Ja : Nareszcie Panie Bieber,dłużej się nie dało?-spytałam uśmiechając się.
Justin spojrzał na mnie i popchnął mnie pod ścianę. Powiedział :
Justin :Tak,tak..dało się..-wpatrując się w moje oczy,powiedział.
Czułam,że chciał mnie pocałować,jednak nie byłam łatwym łupem.Wyrwałam mu się. Poszliśmy do auta.
Ja : Gdzie my do cholery jasnej jedziemy !?-wykrzyczałam.
Justin :Jedziemy do Californii do mego domu na plaży. Będziesz tam bezpieczna. Mam nadzieję,że wzięłaś pistolet?-mówił to spokojnym głosem.
Ja : Wzięłam. Ale boje się,że on mnie znajdzie. Nie znasz go. On potrafi wszytko..dosłownie ,tylko po to aby się zemścić.-łzy napływały mi do oczu. Mówiłam to wpatrując się w szybę.
Nie odpowiedział. Po pewnym czasie stanęliśmy na stacji benzynowej. Justin poszedł zatankować,a ja ukratkiem wyciągnęłam papierosa i zapaliłam.
Justin : Mówiłem Ci już coś na ten temat?-dość poważnie to powiedział lecz ja nie robiłam sobie z tgo nic.
Ja : A weź.-był to mój komentarz do tamtejszej sytuacji.Wyrzuciłam papierosa. pomyślałam wtedy-a co jak on mnie znajdzie i zabije?. Poleciało mi parę łez. Chciałam to ukryć.
Justin odwrócił mnie i oparł o auto :
Justin : Nie bój się. Proszę. On Cię nie znajdzie. Nie płacz-powiedział to troskliwym głosem jednocześnie wycierając mi łzy.
Poczułam motylki w brzuchu. Nie wytrzymałam.to było silniejsze ode mnie. Przytuliłam go.
Ja : Z tobą się nie boje-wtedy zorientowałam się,że jestem w jego objęciach. Ocknęłam się i puściłam go. To była chwila słabości.
Ja : Przepraszam..nie powinnam....idę do auta.-zawstydzonym głosem wymamrotałam.
Justin odprowadził mnie wzrokiem i tak samo jak ja wsiadł do auta.
Jechaliśmy bardzo długo. Jadąc spałam bądź rozmawiałam z nim. W końcu dojechaliśmy. Dom wyglądał..no nie mam słów by go opisać :
Ja : Piękny dom,naprawdę-byłam zszokowana tylko tyle umiałam wydusić z siebie.
Justin : Wchodź,rozgość się. Tu na 100% będziesz bezpieczna. Zapewniam Ci to.-powiedział biorąc torby z auta.
Tak cholernie chciałam go pocałować lecz jak zwykle powstrzymałam się. Wpatrywałam się w jego piękne,brązowe oczy. Miał w nich iskry podobnie jak ja.
Weszłam do środka. Od razu wskoczyłam pod prysznic.
Po 20 minutach wyszłam do pokoju , owinięta ręcznikiem. Justin był gdzieś na dole,więc szybko się ubrałam. Akurat gdy skończyłam się ubierać wszedł on :
Justin : Oj..przepraszam!-lekko zawstydzonym głosem powiedział.
Ja : Nic nie szkodzi i tak skończyłam się przebierać-powiedziałam.
Wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Widać po mnie było,że chcę zapalić. Justin przy schodach złapał mnie za nadgarstek i powiedział :
Justin : Gdzie się wybierasz?-poważnym tonem zapytał.
Ja : Em..przewietrzyć się.-skłamałam.
Justin : Powiedz prawdę!-wysokim już tonem ,powiedział.
Wkurzyłam się. Jest to przecież moje życie. Jakiś chłopak nie będzie się w to wtrącał :
Ja : Kurwa,idę tal? Przejść się....-wahałam się ale wreszcie powiedziałam-tak kurwa,zapalić!-wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Nie maiłam wyrzutów sumienia. ŻADNYCH.
Wyrwałam się z jego chwytu i wybiegłam z domu. Kompletnie nie znałam tej okolicy,a co dopiero Californii. Poszłam w lewą stronę.Doszłam do jakiegoś lasku,za nim było jezioro.
Podeszłam do brzegu i wreszcie,zapaliłam. Było mi tak dobrze. Odetchnęłam. Wydychając dym ku górze rozmyślałam.Wzięłam telefon i przeglądałam.
Była godzina z 19:59. Nie znałam drogi powrotnej. Nie chciałam dzwonić do Justina. Robiłby mi znów wykłady,że palę,a sama go przyłapałam na paleniu.
Było trochę chłodno. Wyjęłam z torby bluze i założyłam ją na siebie. Siedziałam dalej na brzegu.Wyciągnęłam drugą fajkę i znów zapaliłam.
Wykłady matki mi się przypominały-zachorujesz przez te papierosy!-Umrzesz-Skończysz marnie!
Siedziałam,aż tam do 22:00. Tam było tak pięknie,ustronnie i przede wszystkim cicho.
Poczułam dotyk na ramieniu. Nawet się nie odwracałam bo wiedziałam,że to on. Tylko się do siebie uśmiechnęłam. Chciałam go wystraszyć. Wyjęłam ukratkiem pistolet z kieszeni tak aby nie zauważył.
Nagłym ruchem wstałam,popchnęłam go pod drzewo i przyłożyłam pistolet do głowy :
Ja : Już wiesz jak to jest,Panie Bieber.
Justin kompletnie nic nie powiedział tylko łobuzersko się uśmiechnął. Odwrócił mnie,popchnął pod drzewo i zrobił to co ja,przyłożył mi pistolet do głowy.
Nie bałam sie. Ewidentnie chciał zrobić to samo co ja. Wystraszyć mnie.
Ja : Myślisz,że się boję? To się mylisz-mówiłam uśmiechając się.
Odsunął pistolet i powiedział :
Justin : Chodź,już późno.
Ja : Co ty dzisiaj taki markotny?-spytałam.
Nie dostałam odpowiedzi. Szliśmy dobre 25 minut. Cała droga bez słowa. On szedł z przodu , ja niedaleko za nim.
Gdy doszliśmy do domu,dopiero się odezwał :
Justin : Jutro,6:00,w tym samym miejscu. Weź pistolet i ciepło się ubierz-wymamrotał to pod nosem otwierając bramę.
Ja : No dobra.-byłam już zmęczona więc tylko tak odpowiedziałam.
Mniej więcej wiedziałam jak tam dojść.
Przebrałam się i szybko wskoczyłam do łóżka.
Ja spałam w sypialni na piętrze za to on na parterze.
Rozmyślałam co będziemy jutro tam takiego robić.
W końcu,zasnęłam.
Boskie
OdpowiedzUsuń